Anielska pieśń dzwonków
Dzwonek to jeden z symboli Bożego Narodzenia. Maria Antonina Wieczorek z Rydułtów ma ich w swojej kolekcji sześćdziesiąt trzy. Jej zbiór jest oryginalny, ponieważ dzwonki pochodzą z różnych krajów, z różnych miejsc świata.
„Żywych zwołuję, zmarłych opłakuję, pioruny kruszę” - taką inskrypcję można przeczytać na dzwonie jednej ze szwajcarskich katedr. Kupując kolejne dzwonki uzmysłowiłam sobie, że dzwon towarzyszy człowiekowi właściwie przez całe życie - zamyśla się nad swoją kolekcją Maria Antonina Wieczorek z Rydułtów. Jej zbiór liczy sześćdziesiąt trzy dzwonki, każdy pochodzi z innego miejsca, z innego kraju. Są to głównie pamiątki z podróży zagranicznych, a zarazem wspomnienie zmarłego niedawno Jerzego Wieczorka, męża pani Antoniny. Przez wiele lat razem podróżowali. Dzisiaj z tamtych wspólnych wypraw pozostały m.in. dzwonki. Metalowe, ceramiczne, szklane, proste w formie i kolorowe, ozdabiane symbolami, herbami, związane z historią, zabawne i pomysłowe.Dzwony zawsze fascynowały ludzi i to od najdawniejszych czasów. Stały się tematem wielu powieści, chociażby takich, jak „Komu bije dzwon”, „Dzwonnik z Notre Dame” czt „Dzwony Bazylei” - snuje refleksję pani Antonina.
Komu bije dzwon
Dzwony obwieszczały alarm, trwogę, ostrzegały przed zagrożeniem. Towarzyszyły ludziom w ostatniej drodze. Były też zwiastunem radosnej nowiny. I tak jest do dziś - dodaje rydułtowianka.
Jak zaczęła się jej pasja zbierania dzwonków? Wspomina, że dość prozaicznie, prawie piętnaście lat temu. Była wtedy w Izraelu, nad jeziorem Genezaret. Spodobał jej się jakiś dzwonek i kupiła go. Potem pojechała do Finlandii. Wyprawa na północ Europy trwała dwadzieścia cztery dni. Pewnego dnia podróżnicy zatrzymali się na jakimś parkingu. Był tam zajazd, przy którym stało wiele potężnych dzwonów umocowanych na specjalnych rusztowaniach. Potem zobaczyłam w zajeździe okno również udekorowane dzwonkami. Każdy był inny i to przyciągnęło moją uwagę. Od tej chwili, jak jestem gdzieś za granicą czy w kraju, nie szukam żadnych innych pamiątek, tylko dzwonków - mówi o swojej pasji pani Antonina. Znalazła też sposób na porozumiewanie się ze sprzedawcami za granicą. Kiedy nie umie się z nimi dogadać, naśladuje gestem dzwonienie i mówi „Big Ben”. Jedni to rozumieją, inni nie. Ale zawsze próbuję - uśmiecha się rydułtowianka.
Bawarski, hiszpański, maltański
Który z dzwonków w jej kolekcji jest najpiękniejszy? Ten kupiony w Norwegii na lodowcu, ten z Anglii w kształcie czapki żołnierza gwardii czy ten posrebrzany z Pałacu Kawalerów Maltańskich? Wszystkie są piękne - odpowiada na to Maria Antonina Wieczorek. W jej oryginalnym zbiorze są także dzwonki z Normandii, Brytanii i Hiszpanii. Największy jest alpejski, który imituje dzwonek wiązany bydłu pod szyją, żeby się nie zgubiło w górach. Prawdziwe cacka to także pozłacany dzwonek z pałacu Ludwika Bawarskiego, ręcznie wykonane turecki i egipski, portugalski z legendarnym kogutem, hiszpański z figurką Matki Boskiej z Monserrat oraz malutki, dźwięczny dzwoneczek z Salzburga. Są też eksponaty z Litwy, Norwegii, Cypru, Irlandii, Czech. Każdy nich wydaje inny dźwięk. Jedne są radosne, inne alarmują, proszą o skupienie uwagi, wołają na obiad, na zabawę. Dźwięk dzwonka trwa przez moment w powietrzu. Ma swój sens, trudno go zastapić jakąś pozytywką - mówi właścicielka ciekawej kolekcji. Pani Antonina pokazuje także polskie dzwonki oraz te najstarsze w swoim zbiorze. Jeden z nich, o przejmującym, wibrujący głosie ma blisko sto lat. Dzwoniono nim kiedyś zmarłym. Dostałam go od mojej ciotki z prośbą, żebym po jej śmierci przyszła z nim na cmentarz jej podzwonić - wspomina rydułtowianka. Zamierzać wzbogacać swoją kolekcję przywożąc kolejne dzwonki z podróży.
Iza Salamon