Wigilia bez domu
Miał pracę, kochającą rodzinę i dach nad głową. Wigilię Bożego Narodzenia spędzoną z najbliższymi pamięta w szczegółach do dzisiaj. Niestety to tylko wspomnienia. Od trzech lat jest bezdomnym.
Rudolf Koszela pochodzi z Pszowa. Właśnie tam ponad dwadzieścia lat temu przeżywał ostatnie święta w gronie rodzinnym. Pamiętam to dokładnie. Ten klimat, życzliwość, radość i szacunek najbliższych. Byłem z siostrą i rodzicami. Mama zawsze coś dobrego przygotowała. Zawsze chodziliśmy na pasterkę. Niestety oni już odeszli z tego świata. Została siostra, która ma swoją rodzinę – wspomina mężczyzna.
Zanim trafił na ulicę wiele lat pracował na kopalni „Anna”. Potem zatrudniono go w rybnickim „Transgórze”, a następnie na kurzej fermie w Wodzisławiu. Dzięki pracy zawodowej ma dzisiaj niewielką rentę. Niestety nigdy nie kupiłem mieszkania i dzisiaj widzę, że to był błąd. Kilkanaście lat mieszkałem z kobietą, którą pokochałem. Kiedy zachorowała, jej córka zabrała ją na leczenie i dom wynajęła. Zostałem bez dachu nad głową – dodaje pan Rudolf.
Wigilię trzy lata temu spędził u kolegi w Wodzisławiu. Wspólnie przygotowali potrawy i w niewielkim mieszkaniu przeżywali ten najpiękniejszy dzień w roku. Kolejne święta to już pobyt w wodzisławskiej noclegowni. Kilkanaście osób razem, wspólna kolacja i wspomnienia. To radosna chwila – mówi bezdomny. W ubiegłym roku z kilkoma mężczyznami zamieszkał w pustostanie przy ul. Marklowickiej. We własnym zakresie wyremontowali zdewastowane pomieszczenia, zdobyli pożywienie i opał, aby w końcu zasiąść do wspólnego stołu. Było zimno i ciemno, ale bardzo miło. Od czasu kiedy zostałem bezdomnym to miejsce i te chwile wspominam najlepiej. W tym roku to się nie powtórzy, bo przed miesiącem z tego budynku nas wyrzucono. Wróciłem do noclegowni– mówi Rudolf Koszela.
(raj)