Auta się tutaj nie mieszczą
To zamach na nasze zdrowie i życie - mówią o ulicy Narutowicza w Rydułtowach mieszkający tutaj ludzie. Kiedy mijają się na drodze dwa samochody ciężarowe, muszą wjechać na prywatny teren, bo ulica jest za wąska. A gdzie ma uciec pieszy?
Przypomnijmy, że to właśnie ulicą Narutowicza został skierowany ruch ciężarówek jeżdżących na kopalnię „Rydułtowy” po muł. Część mieszkańców na to się nie zgadza i sprawa ta wraca raz po raz, jak bumerang. Obecnie ludzie przeżywają tutaj horror, gdyż na poboczach jezdni zalega śnieg. Zaspy zwężają jeszcze bardziej i tak już wąską drogę. Kiedy nadjeżdża zwalista ciężarówka, piesi nie mają gdzie uciec. Przewracają się na zwały śniegu. Ile brakuje do nieszczęścia? Jeszcze gorzej jest, kiedy dwa samochody ciężarowe próbują się ominąć. Na taki manewr ulica Narutowicza jest o wiele za wąska. Auta jeżdżą po prywatnych nieruchomościach. O dziwo, zarówno władze Rydułtów, jak i Radlina śpią zupełnie spokojnie. Problem ten nie interesuje również nikogo w powiecie.
Czekają na wiosnę
Naszym telefonem udało się „obudzić” jedynie radlińskie służby komunalne, do których należy utrzymanie zimowe tej drogi. Takich zwężonych odcinków jezdni jest u nas w mieście o wiele więcej. Czekamy na poprawę pogody – stwierdził niefrasobliwie jeden z pracowników. Dodał też, że śniegu nie da się ruszyć, bo jest twardy jak skała. Trzeba więc czekać do wiosny, wtedy stopnieje – tłumaczy odkrywczo. Również pracownicy kopalni uważają, że to czyste fanaberie. Grupka emerytów myśli, że to ich prywatna droga i chcą tutaj rządzić. Przecież ta ulica jest tak szeroka, że tam się dwa czołgi miną! – stwierdza ironicznie jeden z rozmówców.
Mieszkańcy ulicy Narutowicza są tym zbulwersowani. Bezsilnie patrzą, jak auta przepychają się na wąskiej drodze, po której chodzą piesi. W tej chwili samochody ciężarowe musiałyby być tutaj zatrzymane, bo ta droga nie spełnia norm. Jeśli ma trzy metry szerokości, to jest dużo. Żeby się wyminąć, auta wjeżdżają na prywatne nieruchomości - mówi Jan Ogórczyk, jeden z mieszkańców, członek komitetu protestacyjnego, który wcześniej protestował przeciwko skierowaniu samochodów ciężarowych na ulicę Narutowicza. Jeśli jadą tędy dwie ciężarówki, to nie mają się gdzie ominąć. A chodzą tutaj emeryci, starsi ludzie, nasze dzieci do szkoły - dodaje. Starostwo obiecało im tutaj chodnik. Miał być gotowy, zgodnie z obietnicą - w ubiegłym roku.
Obiecać nie grzech
Jan Ogórczyk rozkłada bezradnie ręce: Do tej pory pobocza nie ma. Pytanie, jak to ma być robione, skoro pobocza są prywatne, a do tej pory nikt nas o nic nie pytał. Straciłem już nadzieję, że coś się zmieni. Moim zdaniem takie postępowanie nie jest w porządku. Jeśli przyjdą roztopy tutaj nie ma kanalizacji, kratek ściekowych. Córka przychodzi ze szkoły cała zabrudzona. Czy ktoś nam da na środki czystości?- pyta nasz rozmówca.
Mieszkańcy Narutowicza przeżyli już niejedno. Byli pouczani, upominani, straszeni, a od jednego z policjantów usłyszeli nawet pogróżkę, że jak na znak protestu zrobią blokadę drogi, to się ich pozamyka! Jest niedopuszczalne, żeby tędy poruszały się ciężkie auta, skoro szerokość drogi nie wystarczy dla jednego pojazdu. A gdzie jest miejsce dla pieszych? To znieczulica władz i jednocześnie zamach na życie i na zdrowie obywateli - mówi Adam Mielimąka z ulicy Narutowicza.
Iza Salamon