Niestraszne nam są plotki
Kupili sobie auto, żeby po alkohol do innej wsi jeździć, a dom sprzedali bo nie mają już za co żyć. To niektóre opinie na temat Małgorzaty i Romana Pałcików z Bukowa (na zdjęciu z synem Jakubem). Małżeństwo wychowuje czworo swoich dzieci i dwoje z domu dziecka. Starannie sprawdziliśmy te pogłoski. Ataki mieszkańców Bukowa okazały się jedynie plotką, a sytuacja pokazała ile niepotrzebnego zamętu i krzywdy może przynieść ludzka zawiść.
Kiedy kupili stary samochód, ludzie szeptali za ich plecami: Kupili sobie auto, żeby po alkohol do innej wsi jeździć. Kiedy w czasie wakacji wyjechali na sześć tygodni, wieść gminna niosła, że sprzedali dom, bo nie maja już za co żyć. Ludzie interesują się rodziną zastępczą z Bukowa jak żadną inną. Plotkują, snują domysły i dzwonią. Do opieki społecznej, do kuratora, do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Zadzwonili też do naszej redakcji.
Jest u nas w Bukowie rodzina. Wychowują czworo swoich dzieci i dwoje z domu dziecka. Proszę się tym zainteresować, bo oboje rodzice nie mają pracy, więc z czego żyją? Po co wzięli dzieci na wychowanie? - zadzwoniła do nas anonimowa kobieta. Dodała też, że szesnastoletnia dziewczyna mieszka w jednym pokoju z niebiologicznymi braćmi i że dzieci wzięte z domu dziecka chodzą gorzej ubrane od pozostałego rodzeństwa. Postanowiliśmy to sprawdzić. Z zamiarem wyjaśnienia sprawy odwiedziliśmy rodzinę Pałcików w Bukowie.
Szuka pracy w internecie
Szuka pracy w internecie
Ślepa uliczka, a na jej końcu mały, skromny domek z podwórkiem i widokiem na rozlegle pola. W progu witają nas Małgorzata i Roman Pałcikowie. Są otwarci i mili. Zapraszają na niedzielny obiad. Nie są zdziwieni tym, że ktoś dzwonił w ich sprawie do redakcji. Ciągle ktoś na nas gdzieś donosi i jest nam przykro, ale nie z powodu nas, tylko z powodu dzieci. Dorośli nie pozwalają im ani na chwilę zapomnieć o ich przeszłości. My staramy się, żeby o tym jak najszybciej zapomniały - ubolewają oboje. Wychowują czterech swoich synów i dwoje z domu dziecka. Czworo mam z brzuszka, a dwoje z serduszka - żartuje pani Małgorzata. Żyją skromnie w dość ciasnym domku, który kupili dwa lata temu, Wcześniej wynajmowali o wiele większy. Teraz przyznają, że brakuje trochę miejsca, ale wkrótce zamierzają to zmienić. Póki co, Pałcikowie nigdzie nie pracują. Z czego się utrzymują? Mam stały dochód, m.in. z rodzinnego gospodarstwa pod Częstochową. Wykonuję też prace na zamówienie. Cały czas szukam zatrudnienia, m.in. w internecie. Unia daje teraz spore możliwości - mówi Roman Pałcik. Dodaje, że nie jest grzechem nie mieć pieniędzy czy pracy, natomiast większym grzechem jest nie mieć honoru. I trzeba rozróżnić stan posiadania od tego, czy się ktoś pozytywnie czuje w domu, Czasem może być tak, że komuś stoi fura na placu, a nie znaczy to, że w domu jest wszystko dobrze - stwierdza. Wyjaśnia też, że najstarszy syn ma na swoje potrzeby, bo sam zarabia.. Ponadto na jedno z dzieci, które jest niepełnosprawne Pałcikowie otrzymują ponad tysiąc złotych zasiłku pielęgnacyjnego. Nie jest to może dużo, ale nie narzekamy, bo ważniejsza jest dla nas atmosfera w domu i uczucia - dodaje pani Małgorzata.
#nowastrona#
Co ludzie mówią?
#nowastrona#
Co ludzie mówią?
Nie mają do nikogo pretensji. Chwalą ludzi w Bukowie, chwalą swoich sąsiadów. Żyje nam się tutaj bardzo dobrze. Ludzie są mili - stwierdzają. Mimo to, mają wrażenie, że w niewielkiej społeczności mówi się tylko o nich. Może dlatego, że nie pochodzą stąd? Przyjechali na Śląsk równo dwanaście lat temu, w marcu 1994 roku. Za pracą, ale nie tylko. Przyjechaliśmy tutaj, żeby poznać Dagmarę i Kajetana - uśmiecha się mama Małgorzata. Pałcikowie pochodzą z Częstochowy. Ona pracowała w sklepie, potem zajęła się wychowaniem dzieci. On skończył liceum zawodowe, chciał iść na studia, ale w krótkim czasie zmarli mu oboje rodzice. Został sam w pustym domu. W życiu pan Roman robił już różne rzeczy: pracował w biurze turystycznym, był kierowca, zmywał naczynia, gotował w restauracji. Przez kilka lat pracował w Niemczech. Tam, jak mówi, nauczył się tolerancji dla innych. Zaczął też malować. Amatorsko zajmuje się malarstwem ikonograficznym. Poglądy można zmieniać, ale nie zasady. Najważniejsza jest dla nas wiara. I honor - mówi o sobie Roman Pałcik. Wraz z żoną związani byli z ruchem oazowym, potem z Odnową w Duchu Świętym. W 2001 roku podjęli decyzję, że stworzą rodzinę zastępczą dla Dagmary i Kajetana. Jak tylko je zobaczyliśmy, od razu wiedzieliśmy, że to jest coś więcej – wzrusza się pani Małgorzata. Przeszli odpowiednie przygotowanie, zrobili kurs w rybnickim Ośrodku Rodzin Zastępczych. Wzięliśmy na wychowanie dzieci i naszym zadaniem jest je wychować, jak najlepiej, ale nie możemy ich chować pod kloszem. Wiadomo, że w normalnym domu ktoś powiesi pranie, ktoś je zbierze z suszarki. To są normalne obowiązki, Każdy coś robi. I tego nas uczyli na kursie. Żeby się nie rozczulać, ale wychowywać normalnie - wyjaśnia Małgorzata Pałcik.
Innym wolno, nam nie?
Mam czasem wrażenie, że plotkują tylko o nas. Innym wolno, ale nam nie – stwierdza ze smutkiem Roman Pałcik. Ludzie patrzą mu na ręce. Kiedy kupuje gazetę za 6 złotych, od razu snują domysłu, skąd ma tyle pieniędzy. Nie mieliśmy auta, było źle. Jak kupiliśmy starsze, to ktoś zadzwonił do pani kurator, że mamy samochód po to, żeby kupować alkohol w innej wsi. To ciąg różnych wydarzeń, z których wnioskujemy, że chyba nam ktoś źle życzy - mówią Pałcikowie. Po Bukowie krążą też opinie, że dzieci z domu dziecka chodzą gorzej ubrane od pozostałych, że nastoletnia dziewczyna jest wykorzystywana do opieki nad trzyletnim Jakubem. Najbardziej mnie boli, że Dagmara z Kajetanem to najbardziej przeżywają, bo ktoś ciągle ktoś im przypomina, że są w rodzinie zastępczej – mówi pan Roman. W minionym roku pojechaliśmy na dłuższe wakacje. Kościelna fundacja poprosiła ich o pomoc w domu starców w zamian za letni wypoczynek. Potem udali się do rodziny w Częstochowie. Nie było nas sześć tygodni. Pierwsza plotka: sprzedali dom nie mają gdzie mieszkać, musieli iść do fundacji, bo tu już są nowi właściciele. Druga plotka: ten to wie jak się ustawić. Tylu ich jest w domu, pojechali za darmo. A za tydzień przyszło wezwanie na policję dla starszych synów. Ktoś ich podał za świadków bójki, o której nie mieli pojęcia, bo nas tutaj nie było - relacjonują Pałcikowie. Tymczasem w kuchni sześcioro ich pociech zasiadło już od niedzielnego obiadu. Jeden z synów przychodzi po rodziców. Nie rozpoczną jeść bez wspólnej modlitwy. To nasza tradycja - wyjaśnia Małgorzata Pałcik.
Iza Salamon