Rondo ciągle w planach
Wykonanie ronda przy ul. Szkolnej w Połomi stanęło pod dużym znakiem zapytania.
Wybudowania ronda od trzech lat domagają się głównie rodzice dzieci dojeżdżających do miejscowej szkoły. Głównym powodem jest niebezpieczeństwo, na które narażeni są najmłodsi przy wysiadaniu z autobusu.
Po raz kolejny radni dyskutowali na ten temat w ubiegły czwartek. W rozmowach uczestniczyła Małgorzata Sochacka, specjalistka oceniająca projekty techniczne. Właśnie od niej miejscowi włodarze dowiedzieli się, że ten przedstawiający rondo (gmina zapłaciła za niego 7,5 tys. zł) ma wiele wad.
Najważniejszym mankamentem jest umiejscowienie zatoczki autobusowej w bezpośrednim sąsiedztwie ronda. Takie rozwiązanie w dalszym ciągu nie zapewnia uczniom bezpieczeństwa. Poza tym poważne problemy z przejechaniem przez rondo mieliby kierowcy ciężarówek i autobusów. Jego dziesięciometrowa średnica byłaby niewystarczająca. W projekcie przewidziano również umiejscowienie krzyża (obecnie znajduje się on na niewielkim wzniesieniu) w samym centrum ronda na wysepce. Zdaniem Małgorzaty Sochackiej, takie rozwiązanie stwarzałoby poważne niebezpieczeństwo dla kierowców. Trzeba się również zastanowić, czy już teraz rozpocząć budowę ronda, a potem przebudowywać drogi pod wiadukt będący częścią autostrady. Można również poczekać i wykonać dwie inwestycje jednocześnie. Dzięki temu można zaoszczędzić sporo pieniędzy - twierdzi Małgorzata Sochacka.
Bubel za tysiące
Projekt ronda powstał w 2003 r. Zgodnie z ówczesnym cennikiem jego wykonanie miałoby kosztować gminny budżet 300 tys. zł. Dzisiaj mówi się już o 439 tys. zł. Drugie tyle należałoby wyłożyć na przebudowę chodników i wykonanie oświetlenia. Uważam, że wykładanie tak dużych pieniędzy jest nieuzasadnione. Natężenie ruchu w tym miejscu jest niewielkie. Z osiedla ks. Pisuli na ul. Szkolną wyjeżdża dziennie zaledwie kilka samochodów. Biorąc pod uwagę wady projektu należy powiedzieć, że to bubel za 7,5 tys. zł - mówi Roman Tatarczyk. Wtóruje mu Alojzy Wita. Rondo tak, ale nie za taką kasę - twierdzi radny. Przy wykonaniu tej inwestycji nie upiera się także wójt Jerzy Grzegoszczyk. Jego zdaniem wady projektowe musi poprawić inny projektant. Skoro mamy wydać blisko milion złotych, to trzeba przygotować tę inwestycję bardzo dobrze. Wygląda na to, że będziemy musieli poczekać kilka kolejnych lat. W tym czasie postaramy się zapewnić dzieciom bezpieczeństwo w inny sposób. Można wykonać tymczasową zatoczkę autobusową w innym miejscu lub w znacznie większym stopniu zaangażować straż miejską, by ta zdyscyplinowała kierowców - podkreśla Grzegoszczyk.
Rafał Jabłoński