Pokolenia wracają do korzeni
Na pierwszym rodzinnym zjeździe spotkali się Gruszczykowie i Nawratowie.
Około 80 osób wzięło udział w zjeździe rodzin Gruszczyków i Nawratów z Radlina. Przyjechali nie tylko członkowie rodziny z naszego regionu, ale również z Krakowa a nawet Niemiec.
Myśleliśmy o tym od dawna
Pomysłodawcą zorganizowania zjazdu był Stanisław Nawrat a wspierała go siostra Łucja Wojaczek oraz kuzyn Ryszard Tkocz. O zorganizowaniu takiego zjazdu myśleliśmy od dawna – mówi Łucja Wojaczek. Chcieliśmy, by rodzina żyła, żeby nie spotykała się tylko przy okazji pogrzebów.
Do tej pory rodzinne spotkania odbywały się w mniejszym gronie – dodaje Stanisław Nawrat. W naszej rodzinie jest wiele uzdolnionych osób. Profesor Hubert Gruszczyk był prorektorem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Spokrewniony z naszą rodziną był ks. kardynał Bolesław Kominek.
Spotkanie zorganizowano w budynku siedziby okręgu Śląsk-Południe Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych w Radlinie II. Okazało się, że niedaleko znajdował się dom rodziny Kominków, z której wywodzą się uczestnicy spotkania. To zupełny przypadek, ale bardzo charakterystyczny – można powiedzieć, że dzięki temu zjazd stał się nie tylko symbolicznym powrotem do korzeni.
Może te drzewa jeszcze pamiętają naszych pradziadków – zastanawia się Łucja Wojaczek. Jak tu żyli i pracowali na swoim gospodarstwie. Nasze rodziny mają korzenie rolnicze, ale gdy zaczęły powstawać kopalnie mężczyźni zaczęli w nich pracować.
Cudowne ocalenie
Podczas zjazdu Łucja Wojaczek przedstawiła swoje wspomnienia na temat korzeni rodzin Gruszczyków i Nawratów. Opowiadała o rodzinnym domu starki Bronisławy Kominek, prezentując nawet jego odręcznie narysowany plan. Przypomniała opowieść rodzinną o „cudownym ocaleniu” Kominkowca. Pewnego lata nadeszła gwałtowna burza, a od piorunów zaczęły się palić okoliczne domy. Silny wiatr przenosił ogień z dachu na dach, ale pożar nie objął domu Kominków. Wszyscy wierzyli, że stało się tak za sprawą św. Agaty, której woda i chleb znajdowały się w domu. Gruszczykowiec i Nawratowiec znajdowały się w Biertułtowach przy ul. Św. Jana. Łucja Wojaczek przypominała rodzinne opowieści i anegdoty związane z losami swoich starzyków. Losy obu rodzin ilustrowane były archiwalnymi zdjęciami. Opowiadała, że starzyk Leon Gruszczyk namiętnie czytał książki. Kiedyś posłano go do suszenia siana i jak zwykle zabrał ze sobą książkę. Zaczytał się i nie zauważył nadchodzącej burzy. Na sąsiednich łąkach ludzie w pośpiechu zbierali siano w kopy. On stwierdził, że już i tak nie zdąży i czytał dalej. Tymczasem burza się rozeszła i zaświeciło słońce, siano Gruszczyków się wysuszyło i wieczorem zwieźli je do stodoły. Następne 40 dni ciągle padał deszcz i siano sąsiadów zebrane w kopy zgniło. Wtedy ludzie powtarzali: Leń suszył i wysuszył”.
Przedstawione zostały wspomnienia Franciszka Gruszczyka o jego dziadkach. Obfitują one w wiele bardzo ciekawych epizodów. Dziadek Gruszczyk był człowiekiem o ogromnej sile fizycznej. Kiedyś zauważył, że skradziono mu krowę z obory. Po śladach na śniegu znalazł złodzieja i po krótkiej szamotaninie uderzył go w głowę, odebrał krowę i wrócił do domu. Okazało się jednak, ze złodziej zmarł i żandarm chciał aresztować Gruszczyka. Musiał on uciekać przez granicę do Galicji. Mógł powrócić do domu dopiero po wielu latach.
(jak)