Wyścig z prawem
Co niedzielę na drodze pomiędzy Syrynią a Bełsznicą młodzi ludzie ścigają się na swoich maszynach. Na niewielkim odcinku jezdni samochody i motocykle rozwijają zawrotne prędkości. Ryk silników przyciąga kibiców, którzy nierzadko mają okazję podziwiać akrobatyczne popisy. „Zabawa” się kończy, gdy na miejscu zjawią się policjanci.
Nielegalne wyścigi przyciągają coraz więcej kibiców.
Niedziela około godziny 17.00 na drodze pomiędzy Syrynią a Bełsznicą spotykają się miłośnicy szybkiej jazdy. Wybrali sobie niezwykle, jak na polskie warunki, równy i prosty odcinek drogi. W ubiegłą niedzielę, 25 czerwca, kilkunastu nastolatków z niecierpliwością czekało na rozpoczęcie widowiska. Ścigają się co tydzień. „Palenie gumy” zacznie się dopiero za kilka godzin. To będzie jazda – mówi jeden ze stałych bywalców imprezy. Rzeczywiście z biegiem czasu przybywało nie tylko samochodów i szybkich motocykli, ale także kibiców, którzy popisy obserwowali z wysokości wału przeciwpowodziowego. Przygotowania do startów trwały, a w tym czasie co rusz na odcinku ok. 500 m z zawrotną prędkością mknęły motocykle. Ich kierowcy robili wszystko, by zadowolić publiczność. Popisywali się akrobatycznymi wyczynami. Pojawiali się śmiałkowie pokonujący drogę na jednym kole, osoby stojące w trakcie jazdy na siedzeniu motocykla, a także kierowcy samochodów znacznie przekraczający prędkość 150 km/h.
Szybka jazda to nałóg
„Zabawa” się skończyła, gdy nadjechała policja. Wystarczyło kilka minut, by teren błyskawicznie opustoszał. Przyłapany kierowca motocykla otrzymał mandat. Za co? Paradoksalnie…za brak w jednośladzie lusterek. Patrolujemy to miejsce bardzo często. Ludzie szybko się rozchodzą i jest po zawodach, niestety nie mamy pewności, czy po naszym zniknięciu wyścig nie będzie kontynuowany – mówi sierżant sztabowy Alojzy Kopeć z wodzisławskiej drogówki. Uczestnicy imprezy nie zważają na niebezpieczeństwo. Chcą rozwijać swoją pasję i narzekają na brak w okolicy odpowiedniego miejsca na legalne organizowanie tego typu przedsięwzięć. Gdzie mamy się wyszaleć? Szybka jazda to jest nałóg. Policja nas przegania, ale my i tak wracamy – stwierdza przekornie młody wodzisławianin.
Legalne ściganie to mniejsza frajda
Rozwiązaniem problemu mogłoby być zrzeszenie się miłośników szybkiej jazdy i utworzenie stowarzyszenia. Wówczas mogliby się na przykład starać o czasowe zamknięcie odcinka drogi i tam się ścigać. Myślę, że uzyskanie takiego pozwolenia byłoby bardzo trudne, ale możliwe. Osoby te musiałyby zadbać o obecność na miejscu karetki pogotowia oraz straży pożarnej, a także zagwarantować spełnienie wszelkich warunków bezpieczeństwa – twierdzi starszy sierżant Sylwiusz Kołaczyk z wodzisławskiej drogówki.
Młodzi ludzie mogliby także ścigać się oficjalnie na specjalnie wyznaczonym torze. Problem w tym, że nikt w powiecie na jego budowę nie ma pieniędzy. Poza tym legalne ściganie ma podstawową wadę – znika obawa przed „nalotem” policji, a więc uczestnicy pozbawieni są dodatkowego „zastrzyku” adrenaliny. A to już nie to samo…
Rafał Jabłoński