Litości!
Mieszkańcy Wodzisławia oskarżają właściciela ubojni o znęcanie się nad końmi. Bogdan Kacprzyk zaprzecza. Nie wiedzieć czemu podczas kontroli próbował oszukać strażników miejskich. Nie potrafił udokumentować pochodzenia zabijanych zwierząt. Sprawą zajął się powiatowy lekarz weterynarii.
Od kilku miesięcy Bogdan Kacprzyk, właściciel ubojni w dzielnicy Karkoszka jest pod obstrzałem sąsiadów. Zarzucają mu znęcanie się nad końmi. W ubiegłym tygodniu okazało się, że nie potrafi on udokumentować pochodzenia zabijanych zwierząt.
Ubojnią przy ul. Rogowskiej w Wodzisławiu zainteresowaliśmy się już przed dwoma miesiącami. Wówczas otrzymaliśmy pierwsze niepokojące sygnały. Mieszkańcy twierdzą, że Bogdan Kacprzyk postępuje ze zwierzętami niehumanitarnie. Po pastwisku chodzą wychudzone, schorowane konie, często poranione. Nie potrafią ustać na nogach. Nie mają schronienia przed słońcem, jedzenia, brakuje im wody. Nie można na to patrzeć – twierdzi Marta Woźnica, instruktorka z Ośrodka Jazdy Konnej w Kokoszycach.
Nie chcą tego oglądać
Na terenie ubojni pojawiliśmy się także wieczorem 10 lipca. Na polu leżał wycieńczony koń. Jak Pan zamierza go zabić, to niech Pan zrobi to jak najszybciej – zwróciła się nerwowo do właściciela ubojni Ewa Stabla. Niech on się nie męczy. Leży tutaj poraniony bez jedzenia i picia, nie może ustać na nogach a pana to nie interesuje? Tak nie wolno postępować – dodaje mieszkanka Wodzisławia. Tego samego zdania jest starsza kobieta pragnąca zachować anonimowość. Przecież dzieci na to patrzą. Ludzie narzekają, że telewizja jest brutalna, a tu za płotem takie obrazy.
On musi być zabity?
On musi być zabity?
Bogdan Kacprzyk uspokaja. Twierdzi, że nie męczy zwierząt, a każdy koń musi czekać na swoją kolej. Tutaj jemu jest lepiej niż w zatłoczonej stajni. On jest chory. Ma mięśniochwat. Nie można mu pomóc. Przeznaczony jest przez lekarza do uboju koniecznego. Musi być zabity. Dlaczego nie ma wody? Przecież jakby chciał pić to by podszedł do stawu. Ludzie panikujecie, lepiej zajmijcie się swoimi sprawami – mówi właściciel ubojni wskazują zbiornik wodny oddalony o około 40 merów.
Strażnicy zrobieni w konia
Na miejscu pojawili się strażnicy miejscy. Nie stwierdzili znęcania się nad koniem. Po kilku minutach zażądali od właściciela dokumentów potwierdzających jego pochodzenie oraz stan zdrowia. Paszport konia przyniosła pracownica ubojni. Właściciel już się nie pojawił. Badań lekarskich stwierdzających rzekomą konieczność zabicia zwierzęcia nie dostarczono.
Strażnicy przejrzeli dokument, a o tym, że są oszukiwani dowiedzieli się dopiero później. Na miejscu była wspomniana już instruktorka jazdy konnej, która wytłumaczyła im jak należy czytać tego typu dokumenty.
Okazało się, że opis znajdujący się w paszporcie nie odpowiada zwierzęciu znajdującemu się opodal. Zgodnie z zawartymi tam informacjami na polu powinien leżeć kary ogier. Tymczasem był to ciemnogniady wałach (wytrzebiony ogier). Ponadto Bogdan Kacprzyk co rusz powtarzał, że koń przyjechał do niego z Nowego Sącza, tymczasem w paszporcie widniał Skoczów.
Wydaliście na niego wyrok
Zrobieni w konia strażnicy poprosili właściciela ubojni o dostarczenie właściwych dokumentów.Nie pokażę. Nie mam takiego obowiązku – zdenerwował się Bogdan Kacprzyk. Z biegiem czasu atmosfera stawała się coraz gęstsza. W końcu właściciel ubojni kopniakiem poderwał konia z ziemi i odprowadził do ubojni. Właśnie wydaliście na niego wyrok. Może by żył a tak to zabijemy go teraz – wykrzyczał Bogdan Kacprzyk, który nakazał pracownikom przygotowanie maszyn. Zebranym kazał opuścić teren i zniknął z koniem za ogrodzeniem.
Kontrola w ubojni
Podczas interwencji strażnicy miejscy powtarzali, że nie są w stanie nic zrobić. Dwa dni później zapytaliśmy komendanta, czy zamierza sprawę przekazać odpowiednim organom. Nie będziemy nic w tej sprawie robić. Nie stwierdziliśmy nieprawidłowości. A dokumenty? Rzeczywiście ktoś strażnikom wyjaśniał o co tam chodzi, ale to była jakaś 13-latka (instruktorka ma 21 lat - red.) – powiedział nam komendant Straży Miejskiej Andrzej Wuwer.
Podobne pytanie skierowaliśmy do Powiatowego Lekarza Weterynarii w Wodzisławiu Śl. Zapewnił nas, że w ubojni przeprowadzi dochodzenie wyjaśniające pochodzenie konia. Zorganizuje także szkolenie urzędowych lekarzy weterynarii wyznaczonych do badania w ubojniach zajmujących się ubojem koni.
#nowastrona#
Nie można zabić bez paszportu
Maciej Witt, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Wodzisławiu Śl.
Nie ukrywam, że w ubojni pana Kacprzyka interweniowaliśmy wielokrotnie ze względu na nieprawidłowości wykryte w trakcie uboju. Stwierdzaliśmy także braki w dokumentach. Na terenie powiatu mamy 11 ubojni. Ten właściciel jest wyjątkowo niesforny.
Nie ukrywam, że w ubojni pana Kacprzyka interweniowaliśmy wielokrotnie ze względu na nieprawidłowości wykryte w trakcie uboju. Stwierdzaliśmy także braki w dokumentach. Na terenie powiatu mamy 11 ubojni. Ten właściciel jest wyjątkowo niesforny.
Każdy paszport konia powinien dokładnie odpowiadać zwierzęciu, na które został wystawiony. Właściciel ubojni nie może uśmiercić konia jeśli nie posiada jego paszportu. W dokumencie tym znajduje się charakterystyka konia łącznie z opisem zewnętrznym i jego pochodzenie. Jeśli koń przeznaczony jest do uboju koniecznego, czyli musi być zabity zgodne zaleceniem lekarza, to właściciel ubojni powinien dysponować zaświadczeniem lekarskim stwierdzającym chorobę i zawierającym opis dotychczasowego leczenia. Jest to bardzo ważne, ponieważ koń mógł być leczony lekami, których stosowanie wyklucza możliwość spożycia mięsa po uboju. Może być ono szkodliwe dla człowieka.
Dlaczego strażnicy nic nie zrobili?
Piotr Jankowiak-Szyłogalis z Fundacji „Tara”
Paszport konia to podstawowy dokument zwierzęcia. Bardzo często są one w Polsce podmieniane, aby zawyżyć cenę konia. Oczywiście są konie, które ich nie posiadają - najczęściej te kradzione. W Polsce działają całe gangi, które są w stanie w jednym dniu z gospodarstwa wyprowadzić nawet dwadzieścia zwierząt. Nie chcę przez to powiedzieć, że trafiają one także do ubojni w Wodzisławiu, bo nie ma na to żadnych dowodów.
Paszport konia to podstawowy dokument zwierzęcia. Bardzo często są one w Polsce podmieniane, aby zawyżyć cenę konia. Oczywiście są konie, które ich nie posiadają - najczęściej te kradzione. W Polsce działają całe gangi, które są w stanie w jednym dniu z gospodarstwa wyprowadzić nawet dwadzieścia zwierząt. Nie chcę przez to powiedzieć, że trafiają one także do ubojni w Wodzisławiu, bo nie ma na to żadnych dowodów.
Dziwię się jednak, że w tym przypadku strażnicy miejscy nie podjęli dalszych czynności. Nie jest prawdą, że nie mogą nic zrobić. Przecież sprawę można przekazać lekarzowi weterynarii lub zgłosić organom ścigania jako oszustwo.
Rafał Jabłoński