To było dla mnie piekło
Wojenne wspomnienia Jana Piątka.
W wieku 13 lat wstąpiłem do orkiestry 13 pułku piechoty. Nauka gry trwała tylko dwa lata, ponieważ już w czerwcu 1939 r. opuściliśmy koszary, by zwolnić miejsce dla roczników rezerwy powołanych do czynnej służby wojskowej. Mobilizacja ogólna ruszyła. Jako nieletnim kazano nam wrócić do swoich rodzin. W grupie tej byli moi nieco starsi koledzy: Bernard Kotala z Pszowa, Leon Kłosek z Rogowa, Henryk Francuz z Krzyżkowic, Helmut Głodek z Jaśkowic, Władysław Kołodziej z okolic Kuźni-Bochni. Myślę, że dzisiaj oni już nie żyją. Pisząc o nich chciałbym oddać im cześć. To byli wspaniali ludzie.
Wszyscy ulegliśmy nastrojowi patriotycznej chęci obrony zagrożonej Ojczyzny. Ostatecznie kapelmistrz ppor. Ryżow i szef orkiestry st. sier. Józef Urbańczyk na własną odpowiedzialność zabrali nas razem z pułkiem. W pole wyruszyliśmy pod koniec sierpnia 1939 r. w kierunku północnym, w ściślej mówiąc kierunek i cel nam, dzieciom, był nieznany.
W towarzystwie nieprzyjacielskich samolotów zwiadowczych 3 września 1939 r. w nocy dotarliśmy do linii frontu. To, co zastaliśmy następnej nocy pod Gruduskrem można było w moim odczuciu nazwać piekłem. Linia została przez Niemców przerwana. Formacje polskie były w odwrocie. Wycofywały się chaotycznie, w popłochu i zamieszaniu. Nie było dowództwa, nie było rozkazów. Była tylko strzelanina ze wszystkich stron.
Już nie pamiętam jak na drugi dzień znalazłem się bez moich towarzyszy w jednej kolumnie rozbitego taboru, zmieszanego z rozbitkami żołnierzy, zmierzającej w kierunku Płońska. Kolumna ta była co chwila atakowana i koszona przez nieprzyjacielskie samoloty, a nieraz przez własne oddziały zwiadów kawaleryjskich. Po wielkiej masakrze pod Płońskiem kolumna, prawdopodobnie bez dowództwa, rozbiła się na dwie. Jedna poszła w kierunku Modlina, a druga w kierunku Sochaczewa. Tam nastąpiła ponowna powietrzna masakra. Ja z kolegą Bernardem Kotalą udaliśmy się do Modliła. Po drodze życie przeszkoliło nas w posługiwaniu się bronią, z którą do końca już się nie rozstaliśmy, wymienialiśmy ją tylko na lepszą. W twierdzy Modlina część członków byłej orkiestry 13 p.p., w tym i ja, walczyło pod dowództwem pułkownika Nowaka, który zginął w pierwszej linii z hełmem na ręku, wydając rozkazy. W miarę zacieśniania się pierścienia zepchnięto nas do Nowego Dworu i tam po kilkunastu dniach już wojny pozycyjnej, złożyliśmy broń. Było to, jak mi się wydaje, 28 września 1939 r.
Po odśpiewaniu hymnu i Roty w obecności żołnierzy Wermachtu, złożyliśmy broń, po czym zgrupowano nas na okolicznych łąkach i następnego dnia Niemcy uformowali z nas kolumnę, którą popędzono do obozu jenieckiego. Pozwolenie przez Wermacht na złożenie broni z taką uroczystością, było uhonorowaniem naszej waleczności. Do ostatniego dnia wierzyliśmy, że wojnę wygramy.
Jako wyróżnienie najmłodszego elewa 13 pułku piechoty w 1986 r. otrzymałem odznakę pamiątkową „Syna Pułku”, nadaną po weryfikacji przez Ministerstwo Obrony Narodowej.
Jan Piątek