Obiecanki cacanki a… remontu nie ma
Wszystko wskazuje na to, że sytuacja nie ulegnie zmianie. Kłopoty z budynkiem miasto ma już od kilku lat. Najpierw pozostawił go bez opieki tutejszy ZOZ, który w 2001 roku zamknął oddział rehabilitacyjny. Zdemontowano niektóre urządzenia i liczniki energii elektrycznej. Pomysłu na zagospodarowanie obiektu nie było. Przez ponad rok pusty, niezabezpieczony budynek był dewastowany, a to, co dało się jeszcze wynieść ukradli złodzieje. W 2002 roku władze Rydułtów wystąpiły do starostwa z prośbą o bezpłatne przekazanie budynku. Powiat wyraził zgodę, ale w umowie notarialnej znalazła się klauzula mówiąca o tym, że obiekt musi być wykorzystany na działalność z zakresu ochrony zdrowia, pomocy społecznej, oświaty, kultury lub rekreacji. I tu zaczęły się przysłowiowe schody.
To znacznie ograniczyło możliwości poszukiwania inwestora – tłumaczy Alfred Sikora, burmistrz Rydułtów.
Miasto zabezpieczyło budynek na własny koszt. W styczniu 2003 roku burmistrz podjął decyzję o jego sprzedaży. Grunt wyceniono na 105 tys. a sam budynek na 215 tys. zł. Chętnych brakowało. Dlatego w kwietniu 2004 r. obniżono jego wartość do 150 tys. zł Negocjacje wygrała wówczas spółka Carbomed, która ostatecznie kupiła budynek za 100 tys., a grunt przejęła za 105 tys. Na razie jednak zapłaciła tylko 26 tys. - jedną czwartą ceny, bo został on przekazany w wieczyste użytkowanie na 99 lat. We wrześniu podpisano protokół uzgodnień, w którym przedstawiciele firmy zobowiązali się rozpocząć działalność najpóźniej do 30 czerwca 2005 roku. I można powiedzieć, że na tym się skończyło.
Inwestor zapewnia, że roboty rozpocznie, a opóźnienia spowodowane są trudną sytuacją zakładów zdrowotnych. Jeśli jednak będzie przeciągał ten termin, zastanowimy się czy mu go nie odebrać. Musielibyśmy wtedy zwrócić Carbomedowi pieniądze - tłumaczy burmistrz.
Pytanie tylko, czy budynek jeszcze ktoś będzie chciał kupić. Już teraz jest on w opłakanym stanie.
Justyna Pasierb