Tańczyć każdy może
Znani mniej lub bardziej artyści stawali się gwiazdami, a Polacy otworzyli się w końcu na taniec towarzyski. – Ten program sprawił, że na każdy kurs mamy nadkomplet. Przychodzą nawet całe rodziny. Dziadkowie z wnuczkami, rodzice z dziećmi. Ludzie w końcu uwierzyli, że nawet ci, którzy nie są profesjonalistami mogą nauczyć się tańczyć – mówi Elżbieta Lasocka, kierownik artystyczny grupy tanecznej Spin. Przychodzi także coraz więcej mężczyzn. Wcześniej trudno było na kursach stworzyć pary, bo brakowało panów. Ludzie zaczęli traktować taniec towarzyski jako formę relaksu, przyjemność i dobrą zabawę.
Oczywiście chcielibyśmy od razu tańczyć tak jak Kinga Rusin w finale, ale na wszystko trzeba jednak odrobiny czasu. Można jednak już, znając kilka podstawowych zasad, czuć się pewnie na parkiecie. Na kursach u pani Elżbiety już po pierwszej lekcji uczestnicy umieją nieskomplikowane elementy z tzw. kroków chodzonych, które można zastosować na parkiecie do różnego rodzaju muzyki. Dzięki temu świetnie się można poczuć i na domowej prywatce i na eleganckim balu karnawałowym, bo, jak mówi szefowa Spinu, jednego obowiązującego stylu tańca nie ma.
– Nie oszukujmy się. Modę na tańce narzucają media. Kiedyś była modna mamba. Nie tak dawno ogromną popularnością cieszyła się salsa. Wszystko zależy od lansowanego akurat światowego przeboju – przekonuje. Przed karnawałowym szaleństwem na parkiecie warto zadbać o kondycję. Profesjonalni tancerze zawsze przed treningiem robią rozgrzewkę. Leniuchom Elżbieta Lasocka poleca np. dłuższy spacer, żeby później po kilku taktach nie złapać zadyszki.
Ważne jest także to, w czym będziemy tańczyć. Jeśli na co dzień chodzimy w butach na płaskim obcasie, a w ten jeden wieczór chcemy wystąpić w kilkucentymetrowych szpilkach, to lepiej zabrać ze sobą wypróbowane obuwie zmienne. Panowie także powinni uważać. Nowe buty mogą być eleganckie, ale nierozchodzone zazwyczaj dostarczają jedynie niepotrzebnych cierpień.
(j.sp)