Co ta panienka robiła w łóżku obcego mężczyzny?
Swoją drogą – choć nie o tym mój felieton – jaki to prosty i godny polecenia sposób zapraszania ludzi w jedno miejsce, żeby pobyli razem, nacieszyli się sobą… - wziąć „szczekaczkę” i zachęcać.
I zwaliły się do auli Gimnazjum nr 1 tłumy młodych, średnich i starszych. Tyle luda i tyle naraz kultury! Tego nie mamy na co dzień, więc choć byśmy się mieli udławić, pożywiamy się teatrem, połamanym tańcem (break dance – tyle właśnie znaczy), gwarą śląską i muzyką. Trzeba się najeść na zapas tych atrakcji, bo kiedyż znów będzie coś takiego, za co nie trzeba płacić.
Przed „Rockoteką na żywo” – pełna pozytywnej energii – po mocnych doznaniach artystycznych - ja sześćdziesięciolatka plus VAT - postanowiłam opuścić salę. Zaczynały się inne występy, do których ja jeszcze nie dorosłam.
Przy wyjściu z auli dobiegła mnie rozmowa, która najwyraźniej mnie dotyczyła, jako reżysera „Kartoteki”, więc się przyczaiłam:
– To jest sztuka? Kogo ona ma wychować? Młodzież? Łóżko na scenie? Nocnik? Jakieś wygłupy?” – oburzała się pani wychodząca z auli Gimnazjum nr 1, w której zakończyła się właśnie „Kartoteka”.
– Byłam w Warszawie. I tam widziałam teatr elegancki, przyjemny… A to?” – dama skierowała dłoń lekceważącym gestem w stronę sceny. Otaczali ją ludzie z TWU, niektórzy jeszcze w kostiumach i zacierali ręce z uciechy. Spontaniczna reakcja damy oznaczała, że teatr ją poruszył, a nie tylko zwyczajnie się spodobał czy rozbawił.
O takim widzu marzy każdy teatr! Jakaś studentka zaczęła tłumaczyć tej pani, że „Kartotekę” napisał Różewicz, sławny poeta i dramatopisarz, że jego sztuka to teatr absurdu….„ -… Nawet nie teatr tylko antyteatr, nawet nie dramat tylko antydramat…” – mówiła młoda dziewczyna.
– Antydramat? Cóż to za bzdury! A ta panienka w łóżku? Wstydzić by się mogła!”- oznajmiła pani, opuszczając z godnością aulę, w której właśnie muzycy rockowi stroili instrumenty. - Proszę pani – zawołała jeszcze za damą niczym nie zrażona studentka. - Przecież mogła pani wyjść, jak się nie podobało przedstawienie…”
– Wyjść? Nigdy tego nie robię. Zawsze czekam na zakończenie, myślałam, że się dowiem, co ta panienka robiła w łóżku obcego mężczyzny. Ale w takim teatrze niczego się nie można dowiedzieć!”
Zabrakło mi odwagi, żeby wziąć na siebie winę za rozczarowanie tej pani. Bałam się… Szłam grzecznie obok, trochę zażenowana, trochę wesoła, a trochę smutna…Jak zwykle, zresztą.
Dorota Nowak reżyser Teatru Wodzisławskiej Ulicy, w 1998 r.
otrzymała tytuł Reżysera Roku w Teatrze Amatorskim