Możemy dać im szczęście
O Dawidzie i Mirku Rosakach dowiedzieliśmy się zupełnie przypadkowo pół roku temu. Wówczas w Pszowie zorganizowano koncert charytatywny, z którego część dochodu miała zostać przekazana na leczenie chłopców.
Wiedzą z czym walczą
Kiedy odwiedziliśmy ich w domu, Krystyna Rosak była onieśmielona całą sytuacją. Ze swoim cierpieniem radziła sobie przez wiele lat sama. Z trudem razem z mężem zdobywała pieniądze na kolejne drogie leki dla swoich synów. Nigdy nikogo nie prosiła o pomoc, bo nie chciała być uważana za naciągaczkę. Zwłaszcza, że na pierwszy rzut oka Dawid i Mirek nie wyglądają na dzieci, które codziennie walczą o życie. Chłopcy mają świadomość czym jest mukowiscydoza i jaki może być finał choroby. Znają ją od podszewki. Kiedy stan jednego się pogarsza, drugi się nim zajmuje jak doświadczony pielęgniarz.
– Wiem, że kiedy zaczyna się katar, to zaraz trzeba położyć się do łóżka i jak najszybciej zacząć łykać antybiotyki. Wtedy nie trzeba jechać do szpitala do Rabki – mówi młodszy z braci Mirek.
Astronomiczne kwoty na leczenie
Jak każde dzieci chłopcy mają marzenia. Niektóre takie mało dziecięce, jak np. to o przeszczepie płuc, który uratowałby im życie. Ale na to potrzeba tylko dla jednego z nich aż 100 tysięcy euro. To jedynie koszt samej operacji. Do tego dochodzą pieniądze na leczenie pooperacyjne i rehabilitacyjne. Kwoty astronomiczne, ale bracia wierzą, że może dzięki życzliwości innych jakoś będzie i szansa na przeszczep. Bo z życzliwością ludzi już się spotkali. Na konto utworzone dla chłopców przez Polskie Towarzystwo Walki z Mukowiscydozą wpłynęło kilkanaście tysięcy złotych.
– To dzięki imprezom organizowanym przez SP 1 i Gimnazjum w Pszowie, których uczniami są moi synowie. Pieniądze wpłacają także osoby spoza regionu. Nie wiem jak się im odwdzięczyć – mówi wzruszona Krystyna Rosak.
Wspaniali ludzie są obok nich
Po artykule w naszej gazecie chłopcy otrzymali niezbędny koncentrator tlenu wart kilka tysięcy złotych. No i udało się spełnić marzenia obu chłopców. Wcześniej pisali do jednej z fundacji, ale po trzech latach czekania stracili nadzieję, że ktoś zechce im pomóc. Nasi czytelnicy zareagowali natychmiast. Mirek chciał chociaż raz być na meczu Odry Wodzisław i spotkać się z piłkarzami klubu. Miejski Klub Sportowy Odra ufundował wejściówki, zorganizował spotkanie z drużyną i przygotował drobne upominki. Chłopcy zostali zaproszeni także na kolejne mecze. Dla Dawida największym marzeniem była przejażdżka ogromnym tirem. Tydzień po naszym apelu zgłosił się Marek Sachs, właściciel dużej firmy transportowej. Na jednej wizycie w firmie pana Marka się nie skończyło. Tydzień temu udostępnił swój samochód osobowy, żeby chłopcy mogli wziąć udział w Ogólnopolskim Zlocie Tirów w Opolu.
– Do tej pory radziliśmy sobie z tą chorobą sami. Doszliśmy jednak do takiego momentu, że koszty leczenia i rehabilitacji przerastają nasze możliwości. Dziękujemy za każdy odruch zrozumienia i życzliwości – mówi mama chłopców.
Justyna Pasierb