Zatopią nas ścieki
Ścieki zalewają posesje mieszkańców ulicy Malinowej w Radlinie. Tymczasem nikt nie kwapi się do szybkiego rozwiązania ich problemu.
Tuż pod oknami rozrasta się prawdziwa ekologiczna bomba. A wszystko, jak twierdzą mieszkańcy, zaczęło się w marcu tego roku, wraz ze skanalizowaniem ulic Makuszyńskiego i Malinowej. Od tego momentu w jarze zaczęły zbierać się śmierdzące ścieki. Przez długi czas problemem nikt nie chciał się zająć. Cuchnące rozlewisko z dnia na dzień się rozrastało, znacznie podtapiając okoliczne działki. Co prawda woda w jarze zbierała się od dawna, ale w niedużej ilości, bo o jej odpływ dbał kopalniany kolektor, znajdujący się pod zwałowiskiem kopalnianych odpadów na terenie KWK „Marcel”. Jednak w obecnej chwili poziom wody w zlewisku osiągnął już 5 metrów.
Kiedy wypłynie papier toaletowy
– Podobno kolektor, którym do tej pory odpływała woda jest zatkany – mówi Piotr Strobnicki, mieszkaniec Malinowej. – Stąd też zbiera się w tym zlewisku coraz więcej wody, a ściślej ujmując ścieków, bo ktoś z urzędników wpadł na pomysł, żeby w tym miejscu umiejscowić przepompownię. Aktualnie przepompownia nie działa, bo jest cała zalana, łącznie ze skrzynką elektryczną. Studzienkami zalanymi przez wodę wydobywają się fekalia. Nic tylko patrzeć jak będzie pływał tam papier toaletowy – narzeka pan Piotr.
W podobnej sytuacji jest jego sąsiad. – Jeszcze w zeszłym roku kosiłem tutaj trawę dla zwierząt. Rosły tu modrzewie i drzewa orzechowe, zasadzone przez mojego dziadka. A teraz są tu same śmierdzące ścieki – mówi Jerzy Janosz.
Mieszkańcy Malinowej zwrócili się więc do dyrekcji kopalni z prośbą o udrożnienie odpływu. W odpowiedzi usłyszeli, że nie ma technicznych możliwości przywrócenia przepustowości niedrożnego kolektora. Winą za wylewanie się ścieków kopalnia obarczyła Urząd Miasta.
Kopalnia umywa ręce
Władze miasta uważają jednak, że wina leży tylko i wyłącznie po stronie kopalni. – Dyrekcja kopalni doskonale zdaje sobie sprawę, że nie ma możliwości ponownego udrożnienia kolektora, który znajduje się na głębokości około 50 metrów. Dlatego w ogóle nie chce rozmawiać o rozwiązaniu problemu – mówi wiceburmistrz Piotr Śmieja. Dyrekcja kopalni twierdzi, że jest to tylko i wyłącznie nasza sprawa. A dodam, że istnieje też problem znacznie większego rozlewiska przy ulicy Napierskiego. Tam kopalnia zgodziła się na pokrycie tylko niewielkiej części kosztów związanych z jego likwidacją. Nie możemy zgodzić się na takie podejście kopalni, dlatego też planujemy wkroczyć na drogę postępowania administracyjnego, które być może rozwiąże problem rozlewisk – dodaje Śmieja.
Miasto grozi procesem
Miasto planuje także wynająć biegłego, który oceni po czyjej stronie leży wina za powstanie rozlewiska przy Malinowej. Okazuje się, że oprócz niedrożnego kolektora być może istnieje także inna przyczyna nagłego zbierania się wody. – Wysłaliśmy cztery beczkowozy do wypompowania tej wody. Poziom wody obniżył się o 1-2 cm, a następnie po kilkunastu minutach przybrał około 10-15 cm, i to w okresie bezdeszczowym. W tej sytuacji zaniechaliśmy dalszych prób usuwania wody. Przeprowadzone na nasze zlecenie badania fizykochemiczne wody ze zlewiska, wykazały aż dziesięciokrotnie większą zawartość chlorków. Przyczyną tego może być cofanie się wód kopalnianych do zlewiska – wyjaśnia Śmieja.
Jeśli opinia biegłego potwierdzi przypuszczenia miejskich urzędników, miasto wytoczy kopalni proces sądowy.
Poszkodowanimuszą czekać
Wiele wskazuje, że sprawa nieprędko znajdzie rozwiązanie. A tego boją się mieszkańcy Malinowej. – Strach pomyśleć co się będzie działo z rozlewiskiem, kiedy przyjdą deszcze. Urzędnicy i władze kopalni będą przerzucać winę na siebie, a nasze działki i domy zostaną zalane przez ścieki. Jak zwykle jesteśmy na samym końcu – denerwują się mieszkańcy.
Artur Marcisz