Fredro miałby o czym pisać
Od 35 lat pani Maria Stebla, mieszkanka ul. Traugutta uprzykrza życie swojemu kuzynowi zza płotu. Wszystko zaczęło się w 1972 roku, kiedy Wilhelm Kwiatoń założył na posesji warsztat blacharski. Pani Maria od razu odczuła fatalne skutki tego sąsiedztwa, choć wtedy jeszcze samochód na polskich drogach był widywany raczej okazjonalnie. Według niej było głośno, a zapach lakierów i środków używanych do naprawy samochodów był nie do zniesienia. Przez kilkadziesiąt lat walczyła, żeby kuzynowi odebrali pozwolenie na prowadzenie działalności. Niestety jej starania spełzły na niczym.
Murek został zniszczony
Kobieta twierdzi, że urzędy nie chciały pomóc w rozwiązaniu problemu. Wzięła więc sprawy w swoje ręce. W marcu tego roku postawiła przy wjeździe do bramy kuzyna murek. Wszystko zgodnie z obowiązującymi przepisami, bo nietypowa ozdoba stała w granicy działki pani Marii. Samochody miały sporą trudność z wjazdem z prawego pasa na posesję pana Kwiatonia. Kilka zostało uszkodzonych. Któregoś dnia murek został zniszczony. Sprawą zajęła się policja, bo głównym podejrzanym był oczywiście nie kto inny jak kuzyn zza płotu.
– Mam zapłacić 1000 złotych odszkodowania. Za co? Kiedy to nie ja to zrobiłem – tłumaczy się Wilhelm Kwiatoń.
Spokoju nigdy nie będzie?
Pani Maria w miejscu murka postawiła sporych rozmiarów betonowy kwietnik. Pozwolenie na jego ustawienie dostała od inspektora nadzoru budowlanego. To nic, że zajmuje pół chodnika, a wjazd do warsztatu Wilhelma Kwiatonia z prawego pasa jest teraz prawie niemożliwy. Kierowcy są zmuszeni łamać przepisy, żeby wjechać na posesję. Kwietnik znajduje się w granicy pani Marii, choć na ten temat inne zdanie ma pan Kwiatoń. Pokazuje nam plany swojej działki. Mierzy i okazuje się, że brakuje 20 centymetrów.
– Od ściany do ogrodzenia powinno być 4,20 metra. Są cztery metry. Pani Steblowa sama sobie w nocy wytyczyła granice – dodaje.
– Nieprawda. Granice wytyczył geodeta, którego wynajęłam prywatnie – krzyczy kobieta, ale stosownych mapek czy dokumentów pokazać nie zamierza.
Sąsiadka domaga się odszkodowania
Pytamy, czy nie mogłaby zmniejszyć kwietnika, żeby mieć po prostu święty spokój i jednocześnie zabezpieczyć się przed ewentualnym blokowaniem swojego wyjazdu przez klientów pana Kwiatonia.
– Ja tu spokoju nigdy nie będę miała. Olej z tych aut mam na oknach, nie mogę ich doczyścić. My z mężem oboje schorowani jesteśmy. Dusi mnie ciągle. Niech zlikwiduje działalność – denerwuje się na taką sugestię pani Maria.
Za uszczerbek na zdrowiu spowodowany funkcjonowaniem warsztatu wytoczyła kuzynowi sprawę o odszkodowanie w wysokości 3 tysięcy złotych.
Bezradne są władze miasta Rydułtowy, które już wielokrotnie były tutaj z wizytą.
– Wszystko w tym przypadku odbywa się zgodnie z prawem. Każdy ma swoje racje i nie łamie przepisów, ale jeśli któraś ze stron nie ustąpi, ten konflikt będzie trwał jeszcze bardzo długo – mówi Henryk Hajduk, wiceburmistrz Rydułtów.
(j.sp)