Tu ciągle bije siarkowa woda
Górnośląski krajobraz spowity hałdami i szybami górniczymi mało komu kojarzy się z uzdrowiskami leczniczymi. Gdyby nie fakt, że do dzisiaj funkcjonuje takie uzdrowisko w Goczałkowicach-Zdroju, brzmiałoby to jak ponury żart. Zanim śląska ziemia zatruta została przez kopalnie i zakłady przemysłowe, na jej terenie funkcjonowało kilka takich uzdrowisk m.in. na terenie ziemi wodzisławskiej.
Górnośląski lądek
Najsłynniejszym uzdrowiskiem było to działające w Jastrzębiu Zdroju od 1861 roku. Zakończyło swój żywot w latach sześćdziesiątych XX wieku. Uzdrowisko funkcjonowało także na granicy dzisiejszych dwóch dzielnic Wodzisławia - Kokoszyc i Zawady. Powstało na początku XIX wieku. Z gipsowych pokładów żółtej skały wypływały tam bogate źródła o charakterystycznym zapachu. Legenda głosi, że w jednym z takich źródeł, w 1805 roku wykąpał się biedak cierpiący na reumatyzm i szybko ozdrowiał. Przypadek ten zainteresował starostę raciborskiego de Wrochema, właściciela dóbr pszowskich i zawadzkich, który w tym samym roku rozpoczął budowę zakładu zdrojowego.
„Sophienbad” – bo tak go nazwano – składał się z drewnianego domu zdrojowego, restauracji i łaźni. Zbawienne właściwości miejscowych wód, szczególnie dobre na schorzenia reumatyczne, ściągały do uzdrowiska rzesze kuracjuszy, tak, że już w latach dwudziestych XIX w mówiło się o Kokoszycach jako o „górnoślaskim lądku”. Kronikarz wodzisławski F. Henke napisał, że według analiz prof. doktora H. Schwarza z 1859 roku: „działanie [wód] w kąpieli jest początkowo osłabiające, potem wzmacniające i rozweselające, a u ludzi z delikatną skórą występująca pokrzywka szybko znika (...) zdecydowanie skuteczne w reumatyzmie i w pewnej mierze w gośćcu, przy którym uleczone zostają węzły, nabrzmienia stawów i rozrosty kości, a napady odparte na lata”.
Czas na „Wilhelmsbad”
W 1810 roku spalone „Sophienbad” oraz now oodkryte źródło siarczanej wody w pobliżu młyna „Wypandów” przeszło w ręce rotmistrza Zawady Wilhelma Augusta de Zawadskiego, który zmienił nazwę całego uzdrowiska na „Wilhelmsbad”, zwane potem Kokoszyckim Zakładem Zdrojowym. W 1834 roku w pożarze spłonęła większość budynków zakładu zdrojowego, lecz tego samego roku udało się je odbudować. W 1840 roku kolejny właściciel uzdrowiska Salamon Freud założył wokół niego park, do którego zjeżdzali na wozach wycieczkowicze z całego regionu. W 1863 roku nowym właścicielem uzdrowiska stał się oberżysta Nawrat z Raciborza, który znacznie je rozbudował. W tym też roku według Henkego podniosła się liczba kuracjuszy Wilhelmsbadu do 40 i wzrosła liczba kąpieli do kilku tysięcy.
Schyłek uzdrowiska
Były to już czasy, gdy uzdrowisko pod Wodzisławiem zaczęło przegrywać konkurencję z uzdrowiskami w Jastrzębiu i Goczałkowicach. Liczba kuracjuszy z roku na rok spadała, a uzdrowisko przechodziło w ręce coraz to nowych właścicieli. Ostatnim właścicielem uzdrowiska był Teofil Mandera z Zawady, który po powrocie z I wojny światowej zakupił całą posiadłość.
Początek XX wieku należy uznać jednak za kres istnienia kokoszycko - zawadzkich źródeł. Dziś już niewiele śladów pozostało po uzdrowisku, ale niektórzy mieszkańcy Kokoszyc ciągle o nim pamiętają. W jednym z numerów „Naszej dzielnicy”– biuletynu informacyjnego redagowanego przez Władysława Szymurę, w rozmowie autora z Gertrudą Szulik opowiada ona, że będąc małą dziewczynką często bywała przy źródłach na Wypandowie, gdzie na rozległych łąkach wypasała bydło i suszyła siano. Mieszkańcy mieli w zwyczaju czerpać ze źródła siarkową wodę.
Kilka lat temu na pamiątkę istnienia kokoszyckich źródeł jedna z nowo powstałych ulic w dzielnicy Kokoszyce nazwana została Zdrojową. Ulica Siarkowa od dawna zdobi mapę Zawady. Czy możliwe byłoby wskrzeszenie dawnego uzdrowiska? Badania wykazały, że zarówno z kokoszyckich, jak i zawadzkich źródeł ciągle bije siarkowa woda, może więc powstanie uzdrowiska w naszym regionie nie jest tylko bujaniem w obłokach...
Kamil Kiermaszek