Czy w dobre intencje ucznia czy wychowanka należy wierzyć?
Podczas półkolonii organizowanych niegdyś przez jedną ze spółdzielni mieszkaniowych opiekowałam się dzieciakami w wieku od czterech do szesnastu lat, organizując dla nich wyprawy do lasu, nad jezioro czy w inne atrakcyjne miejsca.
Wychowawca – maturzysta, absolwent jednego z liceów
w przystępny sposób przybliżał właśnie dzieciom przyrodę, opowiadając im, jak to ludzie opiekują się zwierzętami, tworząc dla nich specjalne miejsca, w których mogłyby się podczas srogiej zimy pożywiać.
Czteroletni Grzegorz ni stąd ni zowąd nagle schyla się po kamień, bierze zamach i celuje w karmnik dla ptaków. Pozostałe dzieci, wychowawca i ja, wszyscy truchlejemy… A malec widząc nasze przerażenie tryumfuje.
Wytrawny, doświadczony pedagog,(czyli ja) odzywa się do całej gromadki w te słowa:
– Grzegorz wcale nie rzuci kamieniem! Chce nas tylko przestraszyć.
– Prawda, Grzesiu? – zwracam się do chłopca, ubawionego wrażeniem jakie wywołał, wciąż trwającego w pozycji rozmachu z kamieniem skierowanym w stronę karmnika. – Nie chcesz chyba, Grzesiu, żebyśmy w twoje mieszkanie rzucili kamieniem?! A chłopiec bez ruchu wpatruje się w karmnik, nie wypuszczając z ręki wycelowanego weń kamienia.
Potem próbuję zbagatelizować całe zajście, bo zazwyczaj wychowanek – jak pamiętam z teorii oraz postępowania własnych rodziców – nabiera ochoty do powtarzania swoich złych zachowań, gdy mu się udało kiedykolwiek swoim godnym nagany postępowaniem zwrócić na siebie uwagę, zrobić na otoczeniu wrażenie.
Oczywiście dzieje się to bezwiednie. O premedytację bowiem nie sposób posądzać tak małe dzieci. Zatem, by zbagatelizować całe zajście, mówię do przerażonej gromadki dzieciaków:
– Grzesio wcale nie rzuci kamieniem, tylko tak sobie żartuje!
„– Plose pani, ja nie zaltuje, jak psypiepse!…” – odzywa się przedszkolak.
W tym momencie wychowawca spacyfikował malca, odbierając mu zwyczajnie kamień, powracając spokojnie do przerwanej narracji
o przyjaznym współżyciu człowieka z przyrodą.
Tak oto czterolatek przyczynił się do uzupełnienia moich braków w doświadczeniu pedagogicznym oraz wiedzy na ten temat, wpływając na jej zweryfikowanie oraz ograniczenie mojej wiary w wychowanka. Na pytanie postawione w nagłówku felietonu: czy w dobre intencje ucznia, wychowanka należy wierzyć, odpowiadam: owszem, umiarkowanie…– nie bezgranicznie.
Dorota Nowak reżyser Teatru Wodzisławskiej Ulicy, w 1998 r. otrzymała tytuł Reżysera Roku w Teatrze Amatorskim