Niezrozumiale mówić, nie zawsze znaczy mądrze
Dobrze, gdy dziennikarz prowadzący – powiedzmy – wywiad zada czasem swemu rozmówcy stosowne pytanie. Wtedy się co nieco wyjaśnia lub okazuje, że sam mówca nie bardzo rozumie, o czym mówi. Ale dla polityków to może i lepiej, że niewiele pojmujemy z tego, co mówią. Wtedy rosną! Wydają się sobie wielcy i ważni, sprawiedliwie wyniesieni ponad szary tłum. Mówić niezrozumiale, nie zawsze jednak znaczy mądrze.
Pewien szef placówki kultury zamówił u mnie teksty okolicznościowe do noworocznej szopki. Ponieważ dysponował aktorką – lalkarką imitującą głosy zwierząt, wyraził życzenie, by wszyscy miejscowi rajcy byli ukazani jako zwierzęta, bo aktorka wygłaszająca satyryczne rymowanki, miała jednocześnie się popisać naśladowaniem odgłosów przyrody.
Wciągnęłam do współpracy bratniego wierszokletę, skoro nazajutrz scenariusz miał być gotowy. Ileśmy się naszperali po „Świerszczykach” i „Płomyczkach”, żeby przypomnieć sobie jakieś zwierzęta, których charaktery odpowiadałyby właściwościom miejscowych dygnitarzy… Już świtało, gdy nasze zaspane nosy wpadały do szklanek z fusiastymi kawami – a my wciąż nie mieliśmy zwierzaka, który by się „nadawał” na szefa wydziału kultury.
I wtedy wymyśliliśmy abazyla, choć – jako żywo – w świecie przyrody takiego stworzenia brak. Byliśmy już tak wyczerpani, że było nam wszystko jedno, czy zleceniodawca zgłosi reklamację do nas jako autorów, czy też zrobi się skandal, że sobie stroimy żarty. Rano odebrał od nas to, co zdołaliśmy napisać i wyruszył na poszukiwanie odpowiednich kukiełek dla aktorki, która miała tchnąć w nie życie.
Po południu przybiegł zziajany do kawiarni, w której próbowaliśmy dotrwać dnia. Struchleliśmy, widząc go rozgniewanego, że może odkrył nasze oszustwo i nie wypłaci nam pieniędzy, albo – co gorsze – wyśle na dywanik do kogoś ważnego… A on odzywa się w te słowa:
– Wyobraźcie sobie, co za potworna dziura, to nasze miasto! W żadnej wypożyczalni – nie ma abazyla! Wobec powszechnego braku kukiełki abazyla, uformowano „stosowne” zwierzę w pracowni plastycznej na zlecenie szefa placówki kultury. Było to coś pośredniego między człowiekiem a małpą o bardzo pomarszczonej twarzy, czy może mordzie.
Animatorka dodała temu stworzeniu równie „pomarszczony”, łamiący się głos. Po występie padały mądre uwagi w rodzaju: „Trzeba wielkiego talentu, żeby tak fenomenalnie naśladować abazyla!” Co za kapitalna imitacja abazyla!”. Szczypta tych honorów spadała – rzecz jasna – na nas, autorów… Odbieraliśmy je z godnością oraz zakłopotaniem. Żeby się kłamstwo nie wydało, byliśmy zmuszeni długo o nim milczeć…
A nikt zwyczajnie nie zapytał: co to właściwie za zwierzę, ten abazyl?
Dorota Nowak reżyser Teatru Wodzisławskiej Ulicy, w 1998 r. otrzymała tytuł Reżysera Roku w Teatrze Amatorskim