Miało być pięknie, wyszło jak zawsze
Fatalny dojazd do pobliskiej piaskowni nie daje ludziom spokoju. W najgorszej sytuacji są ci mieszkający w jej pobliżu. Sprawa ciągnie się już od lat. Sąsiedzi piaskowni skarżą się na szkody, powstałe w wyniku ciągle przejeżdżających obok ich domów ciężarówek. W ich opinii problem tkwi w braku porządnej drogi dojazdowej. Tej, która istnieje drogą nazwać nie można. Nie dość, że położona jest tuż obok posesji, to nie jest wyasfaltowana. Na początku tworzą ją nierówno ułożone betonowe płyty, a dalej jest zwykłą polną dróżką.
Najgorsze przyjdzie z autostradą
Niezależny rzeczoznawca orzekł, że ruch na drodze jest bezpośrednią przyczyną pękania ścian w domach położonych najbliżej drogi. – Niestety sprawę sądową przegraliśmy – mówi Mirosław Welcel, jeden z mieszkańców. – W uzasadnieniu napisano, że szkody powstałe w wyniku dojazdu do wyrobiska odkrywkowego nie podlegają odszkodowaniu. Wystąpiliśmy do piaskowni i gminy z prośbą o utwardzenie i wyasfaltowanie drogi – dodaje mężczyzna.
Szkody to nie jedyny problem. W upalne dni droga pokryta jest masami pyłu, który w czasie deszczu zmienia się w błoto. – Gdy jest sucho, nie wiemy gdzie mamy się schować. Przejeżdżające tu co chwila duże ciężarowe auta wzniecają tumany kurzu, który dostaje się dosłownie wszędzie. Nie można ani na moment otworzyć okna – skarży się Dorota Welcel. Wydaje się, że to dopiero namiastka kłopotów, jakie czekają sąsiadów piaskowni. Bardzo prawdopodobne, że firmy budujące w gminie autostradę będą korzystać z zasobów piaskowni. Natężenie ruchu ulegnie wtedy znacznemu zwiększeniu. – Przecież wtedy ciężarówki będą tu jeździć bez przerwy – martwią się poszkodowani.
Obiecanki cacanki
Koncesję na eksploatację tutejszych złóż piasku posiada firma WPBP-Štěrkovny „Kruszbet”. Rok temu mieszkańcy zorganizowali przeciw niej protest. Zablokowali dojazd do wyrobiska. Dopiero wtedy firma zobowiązała się do wyasfaltowania nawierzchni. Problem w tym, że minął rok a obiecanej nawierzchni w dalszym ciągu nie widać. – Niczego nie obiecywaliśmy. Zdajemy sobie jednak sprawę z uciążliwości tego dojazdu, dlatego postanowiliśmy, znajdujący się na naszym terenie odcinek drogi utwardzić żółtym kamieniem. Roboty ruszą jeszcze tej jesieni. Utwardzenie drogi nie będzie obejmować położenia nawierzchni asfaltowej, gdyż jest to nieuzasadnione ekonomicznie i wynika ze specyfikacji zakładu. Dodatkowo zrobimy nieckę, żeby wyjeżdżające od nas ciężarówki nie nawoziły piasku i gliny – wyjaśnia Stanisław Życiński, prezes zarządu WPBP-Štěrkovny „Kruszbet”. Dodaje, że firma nie zajmie się budową odcinka położonego na terenie gminy. –To obowiązek samorządu. Możemy jedynie uzgodnić zakres współpracy i ewentualnie partycypacji w kosztach utrzymania tej drogi, jako jedynej dojazdowej drogi do zakładu. – dodaje Życiński.
Drogi nie ma na mapach
Budowa nowej drogi ruszy nieprędko. Najpierw trzeba ją zaprojektować i nanieść na mapy. Okazuje się bowiem, że istniejąca już droga dojazdowa nie została w ogóle wytyczona. – Drogi nie ma na mapkach, bo teren, przez który ona przebiega należał kiedyś do piaskowni. Wtedy była to jej droga wewnętrzna – tłumaczy Mariusz Adamczyk, wójt Godowa. – Obecnie prowadzimy prace nad projektem drogi. Do końca roku powinien być gotowy. Rozpoczęcie budowy nowej nawierzchni jest jednak uzależnione od tego, czy uda nam się pozyskać środki zewnętrzne. Nie ukrywam, że własnych środków na ten cel nie mamy – dodaje wójt.
Co powiedział poprzedni wójt
Kiedy w połowie lat 90-tych mieszkańcy kupowali działki na byłym wyrobisku, uważali się za szczęśliwców. Są położone na uboczu w malowniczej okolicy, spokój i cisza. Jednym słowem bajka. Tej sielankowej wizji nie burzyła eksploatowana piaskownia.
– Wówczas nie było to dla nas problemem. Dopiero zaczynaliśmy tu budowy. Najważniejsze jednak, że w 1997 roku ówczesny wójt gminy obiecał, że piaskownia działać będzie jeszcze tylko przez dwa lata. Wówczas miała skończyć się koncesja na prowadzenie wydobycia. W 2000 roku okazało się, że koncesja została przedłużona do 2015 roku – mówi Mirosław Welcel. – Nikt wcześniej nie raczył nas zapytać o zdanie, czy w ogóle poinformować. Zakpiono z nas – dodaje. Zupełnie inaczej widzi tę sprawę ówczesny wójt gminy. – Na pewno nie mogłem obiecać, że w ciągu dwóch lat piaskownia zostanie zamknięta. Przecież wszyscy zdawali sobie sprawę, że wyrobisko musi zostać do końca wyczerpane – odpiera zarzuty Ludwik Piechaczek. Mieszkańcy są tymi wyjaśnieniami oburzeni. – To znaczy, że chyba nie wie, co kiedyś mówił. A przecież te zapewnienia słyszało wielu z nas. Gdybyśmy wiedzieli, że zakład wydobywczy będzie funkcjonował do dziś, pewnie zrezygnowalibyśmy z zakupu tych działek. Wtedy jednak najważniejsza dla gminy była ich sprzedaż. A czy to ważne, że przy okazji wprowadzono nas w błąd? – nie kryją żalu mieszkańcy Piaskowej.
Artur Marcisz