Zabierzcie to świństwo!
Właściciel gruntu, który leży na granicy Wodzisławia i Turzy kilka lat temu dostał pozwolenie na rekultywację terenu. Proces miał się zakończyć w grudniu 2003 roku. Jednak zamiast materiałów nadających się do rekultywacji trafiały tam odpady niebezpieczne, m.in. eternit, masy bitumiczne, stare urządzenia chłodnicze, opony. Powiatowy Wydział Ochrony Środowiska informował gminę o istniejącej sytuacji cztery lata temu. Urzędnicy mimo upływu lat nie podjęli żadnych działań. Podobno o całej sprawie władze Gorzyc, na terenie których leży feralna działka, dowiedziały się dopiero pod koniec ubiegłego roku. Zaprzecza temu naczelnik wydziału ochrony środowiska Starostwa Powiatowego.
– Nie mamy kompetencji nakazania usunięcia takiego zagrożenia, bo to może zrobić tylko burmistrz gminy lub prezydent miasta, na której znajduje się wysypisko. Ale informacja została wysłana kilka lat temu, a nie w ubiegłym roku – mówi Janusz Wyleżych.
Zgodnie z przepisami gmina powinna nakazać właścicielowi gruntu usunięcie niebezpiecznych odpadów. Jeśli odmówiłby wykonania tych czynności, wtedy gmina na własny koszt powinna wywieźć śmieci, a właściciela już bez jego zgody obciążyć kosztami. W Gorzycach najpierw wszczęto postępowanie administracyjne, które potwierdziło, iż teren nie został zrekultywowany i znajdują się na nim różnego rodzaju odpady. Dopiero kiedy ustalono stan faktyczny, a trudno go gołym okiem od razu nie zauważyć, podjęto rozmowę z właścicielem terenu.
– Zostały rozpoczęte rozmowy z właścicielem posesji oraz spółką Rent Hus, która miała usunąć zgromadzone odpady a teren zrekultywować. Ze względu na problemy firmy na terenie Wodzisławia rozmowy zostały przerwane – tłumaczy Wioletta Langrzyk z Urzędu Gminy w Gorzycach.
Mimo to nie podjęto od razu kroków zmuszających właściciela do uprzątnięcia terenu. Dopiero teraz urzędnicy pracują nad decyzją administracyjną nakazującą wywóz odpadów. Z informacji uzyskanych od Urzędu Gminy wynika także, że rekultywacja terenu ma tam polegać na zasypaniu wszystkiego ziemią. Jeśli gmina nie dopilnuje wywozu odpadów niebezpiecznych, teren będzie tykającą bombą ekologiczną z opóźnionym zapłonem.
– Zasypanie tego niczego nie załatwi. Tam znajdują się przecież odpady, które nie ulegają biodegradacji. To przysłowiowe zamiecenie sprawy pod dywan – dodaje Janusz Wyleżych.
(j.sp)