W związku z artykułem pt. „Gdzie jest wójt?"
Oczywistą nieprawdą jest stwierdzenie w artykule red. A. Marcisza, że „sporym problemem dla mieszkańców okazuje się umówienie z tutejszym wójtem" oraz że „spotkanie wójta w urzędzie gminy graniczy czasami z cudem". W związku z tym, że trudno mi jest udowodnić fakt, który nie zaistniał, proszę o podanie nazwisk tych mieszkańców gminy, którzy nie zostali przeze mnie przyjęci w stosownym czasie. Jeżeli mieszkańcy ci chcą zachować anonimowość na łamach prasy, proszę o osobisty kontakt ze mną przy udziale red. „Nowin Wodzisławskich". Ani mnie, ani pracownikom Urzędu Gminy nie są znane przypadki odmowy przyjęcia mieszkańca Gminy Lubomia.
Stwierdzenie red. A. Marcisza, że kilka dni prób spotkania się z wójtem poszło na marne, jest zgodne z prawdą, dlatego że, mimo mojej obecności w pracy (oprócz 2 dni urlopu), zakazałem pracownikom Urzędu na okres ok. 2-3 tygodni umawiania mnie z jakimkolwiek dziennikarzem w sprawie Zbiornika Racibórz, gdyż uznałem, że kultura negocjacyjna wymaga, aby z opracowanym przeze mnie „Stanowiskiem Gminy Lubomia w sprawie zasad zbycia mienia gminnego oraz kompensacji utraconych przez Gminę dochodów z tytułu budowy Zbiornika Racibórz" zapoznali się najpierw nasi partnerzy w tej sprawie: Prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, Woje-woda Śląski oraz Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach, którym przesłałem ten dokument na początku października 2007r.
Stwierdzenie red. A. Marcisza, że „próbowaliśmy kilka razy (spotkać się - przyp. Cz. B.) zawsze w godzinach urzędowania gminy, kiedy teoretycznie wójt w gminie powinien być" świadczy o niezrozumieniu specyfiki pracy wójta gminy. Urząd Gminy w Lubomi jest czynny od poniedziałku do piątku średnio 8 godzin dziennie, wójt zaś przyjmuje mieszkańców w sprawach indywidualnych oraz skarg i wniosków w każdy wtorek od 13.00 do 16.00, z-ca wójta w każdy czwartek od 13.00 do 15.00.
Specyfika pracy wójta nie polega na ślęczeniu przez 8 godzin przy biurku w Urzędzie Gminy, ale na zarządzaniu całą Gminą i jej jednostkami organizacyjnymi jak również na inspiracji i kontroli wykonania inwestycji gminnych. Zadaniem wójta jest również zdobywanie pieniędzy zewnętrznych. Praca intelektualno-koncepcyjna, którą musi podejmować wójt i „przelanie" tego na formę pisemną jest, niestety, możliwe w Urzędzie Gminy w bardzo ograniczo-nym zakresie, ze względu na ciągłe przyjmowanie petentów, kontrahentów, podpisywanie dziesiątek dokumentów, narady itp., stąd wykonanie tych gminnych zadań we własnym domu nie powinno dziwić.
Zgodnie z przepisami prawa pracy, wójt jest pracownikiem samorządowym i w związku z tym czas jego pracy nie powinien przekraczać 40 godzin na tydzień, jednocześnie jest także osobą zarządzającą w imieniu pracodawcy zakładem pracy i za pracę poza normalnymi godzinami nie ma prawa do wynagrodzenia, nie pro-wadzi się też w stosunku do niego ewidencji czasu pracy, co wynika z art.149 ust.2 KP, bo i jak ją prowadzić? Wójt bierze udział w zebraniach, uroczystościach, naradach itp. poza normalnymi godzina-mi pracy i np. moje weekendy we wrześniu 2007 wyglądały następująco: 7-8-9 (piątek, sobota, niedziela) - 24-godzinne pogotowie przeciwpowodziowe w Urzędzie Gminy; 16 - dożynki gminne w Niebo-czowach i parafiada w Syryni, 23 - otwarcie boiska w Syryni. Potocznie taką sytuację można nazwać nienormowanym czasem pracy.
Nie pobieram wynagrodzenia za czas pracy poza normalnymi godzinami pracy, ale czyw takiej sytuacji nie przysługuje mi dzień wolny?
Zdaję sobie sprawę, że muszę być dyspozycyjny i że jestem ograniczony w prawie do prywatności jako osoba publiczna w gminie, ale proszę również pamiętać, że jestem wójtem, ale nie niewolnikiem. Z całą pewnością mój tydzień pracy wynosi znacznie więcej niż 40 godzin w tygodniu.
Przychodząc do pracy w Urzędzie Gminy byłem magistrem prawa, w czasie 8 lat pracy skończyłem studia podyplomowe z zakresu samorządu terytorialnego oraz 4-letnie studia doktoranckie z zakresu prawa administracyjnego, które jest podstawową gałęzią prawa niezbędną w pracy wójta. W tym czasie wykorzystałem ok. 40% przysługującego mi urlopu szkoleniowego, Gmina Lubomia zaś nie refundowała mi żadnych kosztów związanych z tymi studiami. Wszelkie dokumenty w tym i innym zakresie są do wglądu zainteresowanym.
Z poważaniemCzesław Burek Wójt Lubomia
Odpowiedź autora
Rzeczywiście odmowy przyjęcia mieszkańca gminy nie są znane. Znane są natomiast częste twierdzenia urzędników, że Pana nie ma. Jeśli Pan nie chce z dziennikarzem rozmawiać na temat jakiejkolwiek sprawy należy o tym po prostu powiedzieć, a nie stosować dziecinne uniki. Informacje na temat Pana częstej nieobecności docierały do naszej redakcji już w marcu tego roku. Kiedy zapytaliśmy o to Pana podczas niedawnej sesji, szczerze odparł Pan, że pracuje w domu. Uznałem, że nie jest to sytuacja normalna i postanowiłem o tym napisać. Moje prawo, tak jak i Pana prawem jest dokształcanie się na stanowisku wójta, które zresztą trwa do dzisiaj. Przyznam, że Pana twierdzenie o niewykorzystanym urlopie szkoleniowym i kosztach jakie Pan ponosi w związku z nauką są co najmniej zaskakujące. Mamy różne opinie na temat pracy wójta. Czyja jest słuszna, ocenią mieszkańcy Lubomi.
Artur Marcisz