Zwykły samochód tego nie wytrzyma
Aby dojechać do mieszkańców ulicy Wielikąt w Grabówce, trzeba zaopatrzyć się w solidny samochód terenowy. Dwie jedyne drogi prowadzące do tutejszych domostw i gospodarstwa rybnego są w opłakanym stanie. Przed laty były to drogi asfaltowe. Dziś asfaltu prawie już nie widać, jest za to mnóstwo dziur. Ostatnio problem z dojazdem miał tam karawan pogrzebowy. Nic dziwnego więc, że całej sytuacji mieszkańcy mają dosyć.
Autobus zbyt często się psuł
– Jechał pan tą drogą, więc sam pan widzi, w jakim ona jest stanie. Nie ma nawet czego komentować – mówi jeden z mieszkańców Wielikąta. Dla ludzi tu mieszkających codzienne dojazdy na przykład do pracy to prawdziwa mordęga. Fatalnego stanu drogi nie zniósł nawet szkolny autobus, który już nie przyjeżdża tutaj po uczniów. Na dziurawej drodze zbyt często się psuł. – Proszę sobie wyobrazić jak wyglądają nasze dzieci, które codziennie muszą chodzić tą drogą do oddalonej o 3 km szkoły w Syryni. Szczególnie jak jest mokro. Nogawki muszą mieć wtedy wywinięte do kolan – mówi Wioletta Steuer, mieszkanka Wielikąta. Okoliczni mieszkańcy w zeszłym roku zwrócili się do władz gminy o rozwiązanie problemu. Ta przekazywała pisma do władz powiatowych, zarządzających drogą. Do tej pory odzewu nie ma.
Generalnego remontu nie będzie
W Powiatowym Zarządzie Dróg zapewniają jednak, że o drodze nie zapomnieli. – Łatamy te dziury co roku – mówi Marek Okularczyk, dyrektor PZD. Jak to więc możliwe, że droga jest w tak fatalnym stanie? – No po prostu tak to już jest. Asfaltem się tego łatać nie da, więc kleimy te dziury tłuczniem. Nasza ekipa remontowa właśnie rozpoczęła tam roboty naprawcze – dodaje Okularczyk.
Mieszkańcy mają zupełnie inne zdanie. – Co najmniej od trzech lat nie pojawiła się tu żadna ekipa remontowa. Owszem droga jest regularnie odśnieżana, ale remontów na niej żadnych już od dawna nie prowadzono. Tu trzeba gruntownej wymiany nawierzchni – mówi Wioletta Steuer. O tym jednak na razie nie ma mowy. Dyrektor PZD twierdzi, że ma ważniejsze wydatki na głowie.
– Sami nie udźwigniemy kosztów gruntownej naprawy tych dróg – twierdzi Okularczyk.
Artur Marcisz