Oddał życie za królika
72-letni mieszkaniec Radlina utonął na terenie Rodzinnego Ogrodu Działkowego Malina przy ul. Hubalczyków. Wiele wskazuje na to, że był kompletnie pijany. Znaleziono go w osadniku ściekowym o wymiarach 1,20 m x 0,70 m, nie było w nim więcej niż pół metra ścieków. W jaki sposób mężczyzna się tam znalazł? Działkowicze twierdzą, że próbował ratować królika.
Do tragedii doszło w Rodzinnym Ogrodzie Działkowym „Malina” przy ulicy Hubalczyków. Według relacji świadków, mężczyzna przebywał na działce od wtorku 6 maja. Nie wrócił do domu na noc. Następnego dnia w godzinach popołudniowych mężczyznę znalazła, poszukująca go żona. O pomoc zwróciła się do obecnych na działce mężczyzn. – Przyszła do mnie i poprosiła, żebym razem z prezesem działek podszedł na jej parcelę, bo coś dużego pływa w szambie – opowiada Kazimierz Łuczak. Po dotarciu na miejsce mężczyźni stwierdzili, że w osadniku znajduje się ciało poszukiwanego męża. – Najpierw zobaczyliśmy nogę, potem wyłoniła się reszta ciała. Leżał w pozycji embrionalnej. Zadzwoniliśmy po policję – mówi Czesław Kras, prezes ROD „Malina”.
Był sam
Przybyli na miejsce policjanci nie stwierdzili u mężczyzny żadnych obrażeń ciała. Wykluczyli również działanie osób trzecich. – To nieszczęśliwy wypadek. Mężczyzna prawdopodobnie był pod wpływem alkoholu. Znaleziono przy nim butelkę z trunkiem alkoholowym – twierdzi podkom. Magdalena Wija, rzecznik wodzisławskiej policji.
Ratował zwierzaka?
Osadnik, w którym znaleziono mężczyznę ma wymiary 1,20 m x 0,70 m. Świadkowie twierdzą, że nie było w nim więcej niż pół metra ścieków. W jaki sposób mężczyzna się w nim znalazł? Działkowicze, którzy go znali uważają, że wpadł do szamba, bo próbował ratować królika. – Lubił hodować różne zwierzęta. Gdy go znaleźliśmy, pod pachą trzymał zwierzę. Może chciał je wyłowić? – zastanawia się Kazimierz Łuczak, pokazując na niewielki osadnik. Tę wersję potwierdza też policja. – W osadniku znaleźliśmy martwego królika, którego mężczyzna prawdopodobnie próbował ratować, gdy zwierzę wpadło do ścieków – wyjaśnia podkom. Wija.
Nikt nie zna końca
Okoliczni działkowicze kręcą głowami. Nie mogą pojąć jak można było w ten sposób stracić życie. – Ja całą noc nie spałam. Nawet teraz przechodzą mnie dreszcze – mówi Krystyna Łuczak. – Chciał uratować zwierzę, a sam tam został. No, ale nikt nie wie jaki koniec jest mu pisany – kończy Czesław Kras.
Artur Marcisz