Liga wnosi życie
Rozmowa z Tadeuszem Bonkiem, organizatorem ALS.
– W zeszłym sezonie Amatorska Liga Siatkówki obchodziła jubileusz 10-lecia. Rozpoczęty sezon jest jedenastym w historii rozgrywek. Czujecie się już ligą dorosłą, pełnoletnią?
– Chyba coś takiego nastąpiło. Mieliśmy trochę zawirowań organizacyjnych w tym roku i zmieniliśmy nieco regulamin. Postanowiliśmy nie rozgrywać eliminacji. Dotychczas bywało tak, że każda drużyna, która zapisała się do rozgrywek, miała szanse ligę wygrać. I często zdarzało się tak, że zgłaszały się nowe zespoły, bardzo silne, stworzone z byłych zawodników, którzy jeszcze jakiś czas temu grywali zawodowo w siatkówkę i startowały w naszych rozgrywkach, by wygrać ligę. Z reguły im się to nie udawało, ale taki system rozgrywek wzbudzał wiele emocji. Teraz doszliśmy do wniosku, że po dziesięciu latach rozgrywek przejdziemy do tzw. lig stałych – stworzyliśmy więc I i II ligę i rozgrywki będą odbywać się w systemie spadków i awansów.
– Chyba coś takiego nastąpiło. Mieliśmy trochę zawirowań organizacyjnych w tym roku i zmieniliśmy nieco regulamin. Postanowiliśmy nie rozgrywać eliminacji. Dotychczas bywało tak, że każda drużyna, która zapisała się do rozgrywek, miała szanse ligę wygrać. I często zdarzało się tak, że zgłaszały się nowe zespoły, bardzo silne, stworzone z byłych zawodników, którzy jeszcze jakiś czas temu grywali zawodowo w siatkówkę i startowały w naszych rozgrywkach, by wygrać ligę. Z reguły im się to nie udawało, ale taki system rozgrywek wzbudzał wiele emocji. Teraz doszliśmy do wniosku, że po dziesięciu latach rozgrywek przejdziemy do tzw. lig stałych – stworzyliśmy więc I i II ligę i rozgrywki będą odbywać się w systemie spadków i awansów.
– Jakie były powody?
– Po pierwsze chcieliśmy coś zmienić, bo zmiany są nieuniknione. A po drugie: ograniczyliśmy wielkość ligi, która liczy 29 zespołów, bo jesteśmy na granicy wytrzymałości logistycznej. Na razie nie będą powstawać nowe dream teamy, a doświadczeni zawodnicy będą zasilać drużyny grające w I lidze. Po raz pierwszy w historii ligi do rozgrywek zgłosiły się wyłącznie zespoły grające w poprzednim sezonie. Zresztą sami jesteśmy ciekawi, jak ta formuła się sprawdzi. Już po pierwszych spotkaniach zauważamy, że część zespołów z tęsknotą wspomina czas eliminacji, jako czas rozbiegowy, kiedy zespół nie grywał sparingów i właśnie w czasie eliminacji miał możliwość zgrania się.
– Po pierwsze chcieliśmy coś zmienić, bo zmiany są nieuniknione. A po drugie: ograniczyliśmy wielkość ligi, która liczy 29 zespołów, bo jesteśmy na granicy wytrzymałości logistycznej. Na razie nie będą powstawać nowe dream teamy, a doświadczeni zawodnicy będą zasilać drużyny grające w I lidze. Po raz pierwszy w historii ligi do rozgrywek zgłosiły się wyłącznie zespoły grające w poprzednim sezonie. Zresztą sami jesteśmy ciekawi, jak ta formuła się sprawdzi. Już po pierwszych spotkaniach zauważamy, że część zespołów z tęsknotą wspomina czas eliminacji, jako czas rozbiegowy, kiedy zespół nie grywał sparingów i właśnie w czasie eliminacji miał możliwość zgrania się.
– Zespoły swoje spotkania nadal rozgrywają raz w tygodniu?
– Rzeczywiście, zawodnicy w meczach o punkty pojawiają się na parkiecie raz w tygodniu, jednak nasz system jest tak rozbudowany, że nie gramy spotkań w jednej hali. Każda drużyna musi znaleźć sobie miejsce na rozgrywanie spotkań i nasze mecze często mobilizują środowiska lokalne. Najsympatyczniej wspominam halę w Pszowie, gdzie przychodzą pokibicować ludzie z okolicznych bloków i oni naprawdę żyją tymi rozgrywkami. Ta liga wnosi życie.
– Rzeczywiście, zawodnicy w meczach o punkty pojawiają się na parkiecie raz w tygodniu, jednak nasz system jest tak rozbudowany, że nie gramy spotkań w jednej hali. Każda drużyna musi znaleźć sobie miejsce na rozgrywanie spotkań i nasze mecze często mobilizują środowiska lokalne. Najsympatyczniej wspominam halę w Pszowie, gdzie przychodzą pokibicować ludzie z okolicznych bloków i oni naprawdę żyją tymi rozgrywkami. Ta liga wnosi życie.
– A jak tłumaczyć fenomen ligi?
– Myślę, że jest kilka powodów. Zawsze tłumaczę w ten sposób: liga może nazywać się amatorską lecz musi być robiona profesjonalnie. Nie może być więc żadnych niejasności, wszystko musi się odbywać na zdrowych zasadach. Nasza liga, chyba jako jednyna w Polsce nie jest oparta o żadną firmę czy instytucję. Jest od początku do końca robiona przez nas samych, zawodników. Nie mając oparcia o żadną instytucję, każda drużyna musi być od początku do końca samodzielnym klubem. W związku z tym cała ta działalność scala ludzi.
– Myślę, że jest kilka powodów. Zawsze tłumaczę w ten sposób: liga może nazywać się amatorską lecz musi być robiona profesjonalnie. Nie może być więc żadnych niejasności, wszystko musi się odbywać na zdrowych zasadach. Nasza liga, chyba jako jednyna w Polsce nie jest oparta o żadną firmę czy instytucję. Jest od początku do końca robiona przez nas samych, zawodników. Nie mając oparcia o żadną instytucję, każda drużyna musi być od początku do końca samodzielnym klubem. W związku z tym cała ta działalność scala ludzi.
– Sukcesy polskiej reprezentacji wpływają również na zainteresowanie ligą?
– Sukcesy kadry męskiej czy kobiecej nie mają może bezpośredniego wpływu na wielkość ligi, natomiast jest nam przyjemnie, gdy słyszymy o sukcesach, bo wielu z kadrowiczów po prostu znamy. Nawet w naszej lidze są chłopcy, którzy jeszcze niedawno grali np. przeciw Bartmanowi czy Kurkowi. A zdarzało się i tak, że po zwycięstwie Polaków w niedawnych Mistrzostwach Europy wiele osób po prostu na ulicy gratulowało mi sukcesu wiedząc, że jestem związany z siatkówką (śmiech). Było to przezabawne, ale bardzo miłe.
– Sukcesy kadry męskiej czy kobiecej nie mają może bezpośredniego wpływu na wielkość ligi, natomiast jest nam przyjemnie, gdy słyszymy o sukcesach, bo wielu z kadrowiczów po prostu znamy. Nawet w naszej lidze są chłopcy, którzy jeszcze niedawno grali np. przeciw Bartmanowi czy Kurkowi. A zdarzało się i tak, że po zwycięstwie Polaków w niedawnych Mistrzostwach Europy wiele osób po prostu na ulicy gratulowało mi sukcesu wiedząc, że jestem związany z siatkówką (śmiech). Było to przezabawne, ale bardzo miłe.
Rozmawiał: Marcin Mońka