Śląskie Ranczo Andrzeja
Andrzej Kiełkowski stworzył w swoim ogrodzie skansen dawnego Śląska.
„Choć nasza ziemia zmazano, tu jest nasz rodzinny dom. Tu czorny Sląsk nasz kochany, w którym zaczon bić życia dzwon!” – tak śpiewa Andrzej Kiełkowski na swojej płycie „Śloński pieśniczki”. I tymi słowami wyraża najkrócej największą pasję swojego życia – Śląsk. Całym sercem związany jest z dwoma miejscowościami. Z Połomią, z której pochodzi i do której wraca i ze Świerklanami, gdzie mieszka wraz z rodziną.
Tu czorne złoto i swojski jest luft
W ogrodzie, przy swoim domu stworzył mały, śląski skansen. – Wiele z tych maszyn, urządzeń i narzędzi pochodzi właśnie z Połomi – opowiada o swoich zbiorach Andrzej Kiełkowski pokazując m.in. starą sztiwtówkę (młóckarnię), fachel (wialnię) czy też krymrę (brony). Z zawodu jest górnikiem. Pracował na dole w kopalni „Jastrzębie” i „Borynia”. Obecnie jest już na emeryturze. – Każdy mężczyzna ma na ziemi jedno życie – snuje refleksję pasjonat. – Pierwszy etap to młodość, nauka, koledzy i małżeństwo. Drugi to taka czarna dziura, praca na utrzymanie rodziny i dorabianie się. A trzeci etap to właśnie emerytura. Coś wspaniałego dla mężczyzny, bo dopiero wtedy ma czas, żeby rozwijać swoje zainteresowania – dodaje żartobliwie.
Choc bydziesz daleko, tu jeden masz dom
O swoich zainteresowaniach mógłby opowiadać bez końca. Od około dziesięciu lat zbiera wszelkie stare przedmioty związane z rodzinnym Śląskiem. Stare adaptery, żelazka, instrumenty, zegary, aparaty, maszyny do szycia. Pasjonuje się muzyką i rzeźbiarstwem. Pisze książki. W pierwszej przelał na kartki swoje wspomnienia z okolic Połomi i Świerklan. W drugiej sięgnął do skarbca tradycji górniczej i górniczego humoru, a kolejną poświęcił śląskim obrzędom, obyczajom i zwyczajom. Oprócz tego nagrywa płyty z utworami po śląsku, z piosenkami religijnymi i biesiadnymi. – Ile było śląskich gier i zabaw? – zadaje z uśmiechem zagadkę. I zaraz odpowiada: – Wraz z żoną naliczyliśmy ich już osiemnaście. A jeszcze nam się cały czas przypominają. Dmuchawki, skokanki, gry karciane: pies, cygon, haziel – wylicza Andrzej Kiełkowski. Wymienia też śląskie tańce: sziber, mietlorz, lajlender, sznejwalds. Wieczorami siada z wielkim zeszytem i maczkiem zapisuje w nim wspomnienia z dzieciństwa. O kruchcie, o tańcach śląskich, o gołębiorzach, królikorzach i koziorzach. To materiały do jego kolejnej książki.
Kochany Śląsk, kochany Śląsk
Stworzony przez siebie skansen w ogrodzie nazwał śląskim „Ranczo”. Taki też napis wita przychodzących tutaj gości. Tak naprawdę zaś jest to brama do dawnego Śląska, który Andrzej Kiełkowski chce ocalić od zapomnienia. – Serce mnie boli, jak widza, że młodsi ludzie zapominają o tradycji. 650 lat nasz Śląsk był w rękach niemieckich i nie stracił swojej mowy, siły i folkloru. Oparł się wojnom, przetrwał komunizm. A teraz mamy demokrację i wolność, a nasze dzieci już nie chcą godać – stwierdza ze smutkiem pasjonat.
Tukej na zawsze chca żyć
„Trudno mu nie zazdrościć tego zakorzenienia w ojcowiźnie, cudu trwania przy tradycji, ocalania od zapomnienia tego co odchodzi, a za czym się tęskni” – pisze o Andrzeju Kiełkowskim Norbert Niestolik, znany w regionie historyk, autor książek i dyrektor Gimnazjum w Jankowicach. – Mam w życiu szczęście do fajnych, dobrych ludzi – wyznaje pasjonat. Wzruszony pokazuje podziękowania, które niedawno otrzymał z Polskiego Związku Niewidomych z Wodzisławia. Niepełnosprawni nazwali go swoim idolem, dziękowali za muzyczną biesiadę. Andrzej Kiełkowski bierze też udział w spotkaniach organizowanych w szkołach i w bibliotekach. Opowiada, sypie dowcipami, snuje wspomnienia z dzieciństwa w Połomi. O rodzinnej ziemi śpiewa na swojej płycie: „Czemu tu żyja, nie pytej, tu przeca starzik mój żył, i choćby działo się nie wiem co, tukej na zawsze chca żyć”.
Iza Salamon