Dziewięciu braci górników
Barbórka za pasem, zaglądamy więc do domu Emila Maciończyka z Marklowic, który wraz z ośmioma braćmi pracował na kopalni. Piszemy także o Ryszardzie Tkoczu z Radlina, który szkoli górników w Chinach.
Dzisiaj historię swojej rodziny wspominają dwaj ostatni żyjący bracia, Emil Maciończyk z Marklowic i jego brat Szymon ze Świerklan, którzy spotkali się na zaproszenie naszej gazety. – Ilu nas wszystkich jest? Samych wnuków, prawnuków, praprawnuków i jeszcze trzy razy „pra” wnuków jest 323, kuzynów już nie liczyłem, bo wtedy wyszłoby koło tysiąca – śmieje się Szymon Maciończyk. Z jego inicjatywy w świerklańskim kościele ma zostać umieszczona pamiątkowa tablica. Niebawem też ukaże się książka o rodzinie Maciończyków. Jej autorem jest Andrzej Kiełkowski ze Świerklan, który wykorzystał w swojej publikacji wspomnienia i artykuły z gazet.
Dwa autobusy na Barbórkę
Nie było drugiej takiej rodziny w Polsce, w Europie, a może nawet i na świecie. Braci Maciończyków było dziewięciu, wszyscy byli górnikami. Górników za mężów wzięły sobie także cztery ich siostry. W sumie było ich trzynaścioro rodzeństwa. Kiedy czterdzieści lat temu wybrali się na rodzinną Barbórkę, potrzebne były aż dwa autobusy. – A kiedy szli ulicą przez Rybnik, wydawało się, że to jakaś większa wycieczka przyjechała – pisała o nich czterdzieści lat temu śląska „Panorama”. – Było nas dziewięciu braci, ale między nami nigdy nie było zwady. Między mną a najstarszym bratem Teodorem było dwadzieścia jeden lat różnicy. Był dla mnie jak ojciec, musiałem go słuchać. Uczył mnie rolnictwa, a górnictwa nauczył mnie Józef – wspomina swoich braci Emil Maciończyk z Marklowic. Na kopalni pracował 32 lata. Zaczynał tak jak wszyscy bracia na kopalni Jankowice, ale potem za namową teścia przeniósł się na kopalnię Marcel. Tutaj miał bliżej, bo założył rodzinę w Marklowicach.
Rębacz, rabunkarz i strzałowy
Emil Maciończyk całe swoje życie poświęcił górnictwu. Pracował na Marcelu jako rębacz – rabunkarz. Przez wiele lat zaczynał szychtę o północy. – Likwidowałem zabudowy ścian, żeby ci co przyjdą rano, mieli wszystko przygotowane. Praca była niebezpieczna, musiałem uważać, bo cały czas mi się nad głową coś łamało – wspomina dzisiaj pan Emil. Jego starszy brat Szymon 20 lat pracował na kopalni Jankowice, a 15 lat na kopalni Jastrzębie. W sumie, razem ze szkołą, ma za sobą 38 lat górnictwa. – Pracowałem jako rębacz strzałowy, a potem jako przodowy i instruktor nowo przyjętych – mówi o sobie starszy z braci. Obaj godzinami mogą wspominać lata spędzone na kopalni. Godzinami mogą też opowiadać o losach swojej rodziny. – Nasza mama codziennie odmawiała różaniec. Dzięki temu siedmiu naszych starszych braci szczęśliwie wróciło z wojny. Bo bez Boga ani do proga – opowiada Szymon Maciończyk.
Ojciec budował kopalnię
Ich rodzice, Marta i Leopold wychowali 9 synów i 4 córki. Mieszkali w Świerklanach Dolnych. Czterdzieści lat temu Marian Sarama, dziennikarz „Panoramy”, który napisał o nich reportaż „Maciończykowie” doliczył się, że aż 31 osób z tej rodziny pracowało w górnictwie! – Nasz ojciec Leopold jeszcze przed wojną budował kopalnię Jankowice. Miał cztery konie. Na przemian je zaprzęgał i woził cegłę. Mógł sobie coś zarobić – wspominają bracia Emil i Szymon. Po wielu latach gazety pisały o Maciończykach, że ojciec, który był rolnikiem, sprawiedliwie obdzielił swoje dzieci ziemią i wybudował synom kopalnię.
Kopalnia mogła stanąć
Czterdzieści lat temu jeden z dziennikarzy żartował, jak to ekipa z gazety zwróciła się o zwolnienie Maciończyków na jeden dzień z pracy, żeby można było zrobić zdjęcie całej rodzinie. Dyrekcja zastanawiała się wtedy, czy z tego powodu nie stanie cała kopalnia…
Iza Salamon