Mieszkaniec Radlina szkoli górników w Chinach
Ryszard Tkocz uczy chińskich górników bezpiecznego obchodzenia się z metanem w kopalniach.
Tragedie pochłaniające nawet setki ofiar nie są niczym niezwykłym w chińskich kopalniach węglowych. I choć w tym dalekim kraju życie ludzkie nie jest wiele warte, władze zaczynają przykładać coraz większą wagę do bezpieczeństwa w pracy. Jedną z osób, która dzieli się wiedzą i doświadczeniami z naszego górnictwa jest Ryszard Tkocz, specjalista do spraw BHP z Radlina, zarazem prezes Stowarzyszenia Higienistów Pracy. – Metan zbiera w Chinach tragiczne żniwo. Nie mówimy o kopalniach państwowych, będących w zjednoczeniach, w których są spełniane wymogi na poziomie europejskim czy amerykańskim. Standardy bezpieczeństwa, wyposażenia, szkolenia, nadzoru, stacji ratowniczej odpowiadają naszym. Natomiast to jest kilka procent kopalń. Reszta to tragedia. To kopalnie i kopalenki prywatne, w których pracują ludzie bez żadnego przygotowania zawodowego, tradycji. Oni nie wiedzą, co to jest metan, co to tąpnięcie czy wdarcie wody. Jeśli tam zdarzy się tragedia, to giną nawet setki ludzi. Ale też w tych kopalniach prowadzi się wydobycie sposobami, które u nas obowiązywały przed I wojną światową – opowiada Ryszard Tkocz.
Oczywiście zdaje sobie sprawę, że również w polskich kopalniach dochodzi do tragedii. Jednak ich częstotliwość i skala są znacznie mniejsze.
Oczywiście zdaje sobie sprawę, że również w polskich kopalniach dochodzi do tragedii. Jednak ich częstotliwość i skala są znacznie mniejsze.
Człowiek z ambasady
Radlinianin był dotąd trzy razy w Chinach. Ostatnio w lipcu. Razem z nim była delegacja z Politechniki Śląskiej, Akademii Górniczo–Hutniczej w Krakowie oraz Kompanii Węglowej. – Polecieliśmy do Pekinu, do China Coal Research Institute. To odpowiednik naszego Głównego Instytutu Górnictwa, który nadzoruje większość kopalń chińskich. Potem polecieliśmy na południe kraju na sympozjum polsko–chińskie dotyczące technologii bezpieczeństwa w górnictwie. Miałem referat na temat bezpieczeństwa i higieny pracy w górnictwie polskim w ostatnich dziesięciu latach – mówi Ryszard Tkocz.
We wzajemnych kontaktach bardzo pomagał im profesor Qu Xian Chao, dyrektor techniczny instytutu, inżynier górnictwa, który spędził kiedyś cztery lata w ambasadzie chińskiej w Polsce. Zna bardzo dobrze język polski. – Tu już zyskujemy na eliminacji podwójnego tłumaczenia, operujemy przecież słownictwem technicznym. Tymczasem w kopalniach na prowincji mało kto z kierownictwa potrafi posługiwać się angielskim. Jak już, to bardzo słabo. Dlatego bez profesora Chao niewiele byśmy zdziałali – opowiada prezes stowarzyszenia.
Pilotaż na kopalni
Efektem ostatniej wizyty będzie wprowadzenie naszego systemu monitorowania bezpieczeństwa metanowego w jednej z chińskich kopalń. System pozwoli np. wywoływać symulacje pożarowe w konkretnych chodnikach czy wyrobiskach po to, by określić, którędy i w jakim czasie będą się rozchodzić dymy pożarowe. To pozwoli wskazać drogę wyprowadzenia górników w bezpieczne miejsce. – Teraz wprowadzamy szczegółowe dane dostarczane przez Chińczyków, m.in. dokładną siatkę chodników, szerokość szybów, itd. Nie jest jednak to łatwe, bo Chińczycy używają na swoich mapach pewnych oznaczeń i symboli znanych tylko sobie. Kiedy już uporamy się z danymi, nasza ekipa poleci do Chin przetestować to na miejscu. Jeśli okaże się, że system zadziała i Chińczycy będą zainteresowani, będziemy go wprowadzać na szerszą skalę – mówi Ryszard Tkocz.
Kopiują bez pytania
Przed naszą stroną jeszcze sporo formalności. Chińczycy owszem deklarują chęć skorzystania z doświadczeń Ryszarda Tkocza i innych naszych specjalistów, ale najbardziej odpowiadałaby im droga na skróty – skopiować za darmo czy półdarmo, bez pytania o zgodę i przenieść do siebie. Takie praktyki są w Chinach powszechne. – Zwykle kupują jeden egzemplarz i pełną dokumentację. Rozbierają na części i dalej produkują jak swoje. Ale tak samo robili jeszcze w latach 60. Japończycy – opowiada Ryszard Tkocz. Zobaczył to na własne oczy zwiedzając w jednej z kopalń budowę stacji odmetanowania. Wyglądała identycznie jak stacja w kopalni Pniówek, którą nasza strona pokazywała Chińczykom podczas ich rewizyt w Polsce. Nie przeszkadza to robić Chińczykom dobrej miny do złej gry. – Dwa lata temu byłem z delegacją na wielkich targach nowoczesnych technik i technologii górnictwa i energetyki. Byli wystawcy praktycznie z całego świata. Na tychże targach mieliśmy spotkanie z gubernatorem prowincji Shanxi, w której jest najwięcej kopalń. Gubernator powiedział, że Chińska Republika Ludowa szanuje wszystkie rozwiązania patentowe. Słuchaliśmy tego z lekkim uśmieszkiem. Oczywiście nie mogliśmy dać odczuć gospodarzom, co tak naprawdę o tym myślimy, żeby ich nie obrazić. Ale wiadomo, jak to wygląda – wspomina radlinianin. Dlatego nasi specjaliści nie zamierzają po prostu dać partnerom z Azji wszystkiego na tacy.
Szybkie przemiany
Nawet jeśli Chińczykom brakuje jeszcze właściwego podejścia do poszanowania zagranicznej własności, to i tak już się zmienili na lepsze. Przede wszystkim jeśli chodzi o otwartość w kontaktach. Ryszard Tkocz wspomina swoją pierwszą wizytę w Państwie Środka. Wtedy zdarzało się, że chiński przewodnik mówił, czego nie wolno filmować ani fotografować. Tak było na przykład w pewnej wielkiej hali, w której młode kobiety spawały nie mając praktycznie żadnych zabezpieczeń. Pracowały w obłokach szkodliwych pyłów i gazów. Teraz można nagrywać do woli. Kwestię otwartości na cudzoziemców Chińczycy też próbują rozwiązać po swojemu. – Przed igrzyskami w Pekinie rząd wprowadził program biernej nauki podstawowych zwrotów angielskich. Przy czym obywatele nie biegali na kursy. O wyznaczonych porach radio nadawało audycje szkoleniowe. Ludzie musieli słuchać i powtarzać, nie odrywając się od aktualnych zajęć. Władze zarządziły masowy kurs, by Chińczycy przynajmniej w podstawowym stopniu potrafili się dogadać z turystami – mówi Ryszard Tkocz.
Tomasz Raudner