Czy ktoś wrobił olimpijkę z Marklowic?
BIEGI NARCIARSKIE
Dramat Kornelii Marek.
Marek to uczestniczka ostatnich igrzysk olimpijskich w Vancouver. W biegu narciarskim na 30 km zajęła bardzo dobre 11 miejsce. Była też członkinią sztafety 4x5 km, która na olimpiadzie zajęła dobre 6 miejsce. Zajęła również 9 miejsce w sprincie drużynowym, w którym startowała z Sylwią Jaśkowiec.
W zeszłym tygodniu ogólnopolskie media podały informację, że w próbce A materiału badawczego pobranego od Kornelii Marek wykryto substancję zwaną EPO, hormon zwiększający wytrzymałość. To pierwsza informacja o wykryciu dopingu wśród przebadanych olimpijczyków z Vancouver. Sprawa to prawdziwy dramat dla młodej zawodniczki. EPO nie można zażyć przez przypadek. Cytowani przez media specjaliści od działań antydopingowych wyjaśniają, że tę substancję można wprowadzić do organizmu tylko poprzez zastrzyk. Jeśli wyniki próbki A zostaną potwierdzone podczas badań próbki B, to wówczas zawodniczce grozi surowa kara, łącznie z kilkuletnią dyskwalifikacją, oraz anulowanie jej wyników osiągniętych na olimpiadzie, również tych wywalczonych przez sztafetę i drużynę w sprincie.
Tymczasem wiadomość, która została nagłośniona przez media wywołała szok w Marklowicach, rodzinnej miejscowości Marek. Wszyscy czekają na środę 17 marca. Wówczas ogłoszone zostaną wyniki próbki B, która potwierdzi czy Marek zażywała doping czy nie. Do tego też czasu sprawy nie chce komentować pierwsza trenerka zawodniczki. – Wypowiem się w tej sprawie po 17 marca. Rozmawiałam z Kornelią kilka dni temu i ona też czeka niecierpliwie na wyniki tych testów – mówi Aleksandra Pustołka. Ludzie, którzy Kornelię znają, w jej winę jednak nie wierzą. – To prostolinijna dziewczyna, sama na pewno dopingu by nie wzięła. Raczej wydaje mi się, że padła ofiarą własnej łatwowierności – mówi anonimowo jedna z osób, znających zawodniczkę.
(art)