Prywatny folwark Wojtaszka?
Henryk Wojtaszek, dyrektor szpitala w Wodzisławiu nie przyjmuje uwag, propozycji i sugestii. Zamierza przenosić oddziały za plecami ordynatorów. Ci apelują by tego nie robił, mówią o braku miejsca i konieczności odsyłania pacjentów do innych placówek. Na próżno, szef ZOZ-u nie zamierza z nimi rozmawiać. Jak twierdzi, o wszystkich powodach reorganizacji powie tylko radnym i tylko na... spotkaniu tajnym. Zresztą nawet ich opinią niezbyt się przejmuje, choć to właśnie oni już w najbliższy czwartek zdecydują, czy plany Wojtaszka będą realizowane. Kiedy radni chcieli przyjrzeć się sprawie z bliska i wejść na oddziały, których sprawa dotyczy, zakazał wstępu. – Ten szpital to prywatny folwark dyrektora – mówili oburzeni pracownicy wodzisławskiego ZOZ-u po czwartkowym spotkaniu.
W lutym zarząd powiatu przyjął plan reorganizacji Szpitala w Wodzisławiu, autorstwa dyrektora Henryka Wojtaszka. Oddział Chorób Wewnętrznych II z ul. Wałowej ma być przeniesiony do pomieszczeń Oddziału Pediatrycznego w głównej siedzibie szpitala przy ul. 26 Marca. Oddział Pediatryczny trafiłby w miejsce laboratorium. To z kolei poprowadzi prywatna firma w dotychczasowych pomieszczeniach dyrekcji. Pan dyrektor z najbliższymi współpracownikami przeniesie się natomiast do pomieszczeń poradni przeciwalkoholowej, która zwolniła pomieszczenia obok szpitala. Zmiany to koszt ok. 1 mln zł. Pieniądze mają pochodzić z budżetu starostwa. Radni powiatowi o dotacji zdecydują w najbliższy czwartek.
Coraz więcej pytań
Im bliżej decyzji o przyznaniu funduszy, tym większy opór pracowników wodzisławskiego ZOZ-u, a także ludzi przyglądających się temu z boku, pacjentów. Część z nich wyłożyła własne pieniądze na remont szpitalnych pomieszczeń. Tak było także w przypadku Oddziału Chorób Wewnętrznych II i Oddziału Pediatrycznego. Pieniądze poszły na marne, ponieważ w miejsce „wewnętrznego” ma trafić Powiatowy Urząd Pracy, do którego trzeba będzie dostosować pomieszczenia. Niszczone będą także wnętrza oddziału dziecięcego. Starosta twierdzi, że rachunek zysków i strat i tak będzie korzystny. Reorganizacja ma przynieść spore oszczędności. Na samym laboratorium prawie 500 tys. zł rocznie. Mimo to niezadowolenie pracowników narasta.
Garstka radnych W ubiegłym tygodniu (czwartek 18 marca) w szpitalu odbyło się posiedzenie komisji zdrowia rady powiatu, która opiniowała zmiany w szpitalu. Obecny był dyrektor Henryk Wojtaszek i jego zastępcy, pracownicy szpitala i radni. Dokładniej mówiąc ich niewielka reprezentacja. Zabrakło przewodniczącego komisji Stanisława Małeckiego (chorobowe) i jego zastępcy Jerzego Torki (urlop). W tej sytuacji obrady poprowadził przewodniczący rady powiatu Eugeniusz Wala. Ostatecznie opinię wydało tylko trzech radnych. Damian Majcherek i Tadeusz Sobala (członkowie zarządu popierający zmiany) byli za, natomiast Wojciech Mitko wstrzymał się od głosu. Józef Żywina wyszedł jeszcze przed głosowaniem. Oprócz wspomnianych radnych dyskusji przysłuchiwała się radna Jolanta Tomaszewska. Jedyna spoza członków komisji skorzystała z zaproszenia i uznała, że warto wysłuchać tego co do powiedzenia mają pracownicy szpitala. Przypomnijmy, że wszystkich radnych jest 27.
Powiem więcej za zamkniętymi drzwiami
Dyskusja trwała ponad trzy godziny. Henryk Wojtaszek przekonywał, że placówka którą on kieruje znajduje się w trudnej sytuacji i konieczne jest szukanie znaczących oszczędności. Krok po kroku prezentował pomysły, dzięki którym będą one widoczne. Zamierza na przykład nie tylko przenieść oddziały, ale także zmniejszyć na nich liczbę łóżek. Na oddziale wewnętrznym z 52 ma zostać ok. 32, natomiast na dziecięcym z 40 jest szansa na zachowanie połowy. Więcej w nowych pomieszczeniach się nie zmieści. Wojtaszek twierdzi, że łóżek może być mniej, ponieważ i tak są niewykorzystywane, a oddziały przynoszą duże straty. Z jego analiz wynika, że więcej pacjentów nie będzie. O szczegółach nie chciał mówić. – O innych powodach reorganizacji mogę powiedzieć, ale na spotkaniu tajnym – uciął Wojtaszek.
Dla wszystkich pacjentów nie będzie miejsca
Ordynatorzy oddziałów, których sprawa dotyczy przecierali oczy ze zdumienia. Plansze ze wstępnymi projektami wyświetlane na ekranie widzieli po raz pierwszy. Nikt z nimi na ten temat wcześniej nie rozmawiał. – Obiecano mi, że będę uczestnikiem konsultacji, jednak tak się nie stało. Jestem wyautowany – mówił Artur Adamaszek, ordynator Oddziału Pediatrycznego. – Jeśli te zmiany wejdą w życie, na moim oddziale nie będzie miejsca dla matek chorych dzieci. Przecież gwarantuje to im ustawa. Tu nie chodzi o mnie i komfort mojej pracy. Ja po prostu kocham te dzieciaki i będę o nie walczył – kontynuował Adamaszek. W podobnym tonie wypowiadał się Jacek Kabut, pełniący obowiązki ordynatora Oddziału Wewnętrznego II. – Zaproponowany scenariusz oznacza, że część pacjentów będziemy musieli odsyłać do innych placówek. Dla wszystkich nie będzie miejsca – stwierdził Jacek Kobut.
Zakaz wstępu
Dyrektor nie potrafił wytłumaczyć dlaczego komunikacja z załogą szpitala praktycznie nie istnieje. Potrafił jedynie pouczyć ordynatora Adamaszka, by ten nie zapomniał kto w szpitalu rządzi. Powiedział także co myśli o Jacku Kabucie. – Jest to świetny specjalista, z krajowej szpicy, jednak jego organizacja pracy pozostawia wiele do życzenia – stwierdził dyrektor. Kabutowi oberwało się ponownie, gdy zaprosił radnych na oddział, by z bliska przyjrzeli się sprawie. By wiedzieli na co mają przeznaczyć pieniądze. – O tym czy ktoś może wejść decyduje dyrektor szpitala. Tu chodzi o względy sanitarne – wtrącił Wojtaszek, który ostatecznie zakazał wstępu. Obecni na sali kiwali głowami.
Radni nie dowierzali
Dyskusja nabierała rumieńców. Pielęgniarki nie potrafiły zrozumieć, dlaczego przez kilka ostatnich lat remontowano oddział wewnętrzny a teraz planuje się modernizację i niszczenie tego co zostało wykonane. – Trudno nam to zrozumieć tym bardziej, że na wszystkim każe się nam oszczędzać. Czy to nie jest niegospodarne działanie? – pytała jedna z pielęgniarek. Lekarz Mieczysław Langosz udowadniał z kolei, że wyliczeniami zaprezentowanymi przez dyrektora łatwo manipulować. Cierpliwość zaczęli tracić radni. – Myślałem, że wszystko jest ustalone i my mamy tylko zdecydować o przyznaniu dotacji. Okazuje się, ze ludzie o niczym nie wiedzą. Że żadnych rozmów nie było. Po co więc się spotkaliśmy? – pytał Józef Żywina. O ignorowaniu opinii pracowników szpitala mówił także radny Wojciech Mitko, a radna Tomaszewska kiwała z niedowierzaniem głową. – Niesamowite – powtarzała co kilka minut.
Rafał Jabłoński
***
Komentarz
Nie jest tajemnicą, że nasz tygodnik wielokrotnie krytykował postępowanie dyrektora Wojtaszka. Jeszcze ostrzej na jego temat wypowiadali się internauci na portalu nowiny.pl. Wygląda na to, że wielu z nich miało rację. Na ubiegłotygodniowym spotkaniu w szpitalu Wojtaszek rozstawiał po kątach nie tylko pracowników szpitala na czele z ordynatorami, ale także radnych. Zakazał im wstępu na szpitalne oddziały. Najważniejsze przecież by dali mu milion na przeprowadzenie misternego planu.
Być może Wojtaszek czuje się pewny, ponieważ jest nie do ruszenia. Dyrektor oprócz biegłego sądowego i ordynatora Oddziału Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej (wygrał konkurs ogłoszony przez samego siebie) pełni inne funkcje. Prowadzi prywatny gabinet lekarski i jest przewodniczącym rady miejskiej w Rydułtowach. Radni tego miasta musieliby się zgodzić na zwolnienie go z funkcji dyrektora szpitala – takie jest prawo. To niemożliwe, chyba, że w Rydułtowach doszłoby do cudu.
Rafał Jabłoński