Bohaterowie z Marklowic wśród ofiar katyńskich
W gminie nie zapomniano o ofiarach stalinowskich zbrodni.
– O swojej historii powinniśmy pamiętać nie tylko okazjonalnie. Rocznica jednak zawsze pozwala ważnym faktom zaistnieć na nowo. Przyciąga uwagę, a to istotne. Tym bardziej, że tak niewielu interesuje się wydarzeniami minionymi – mówi Jerzy Kłosok, prezes Towarzystwa Miłośników Marklowic.
Mija 70 lat od zbrodni katyńskich. To temat wciąż dla wielu niewygodny, sporny i drażliwy. Okryty wieloletnią tajemnicą i fałszem. Dopiero w 1990 roku do władz Polski zaczęły docierać kserokopie najważniejszych dokumentów decyzyjnych w sprawie mordu na polskich jeńcach – oficerach. Spośród tysięcy ofiar trzech obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku znalazły się nazwiska mieszkańców Marklowic, zamordowanych przez NKWD w 1940 roku. To z myślą o nich na starym cmentarzu gminy posadzone zostaną dęby, honorujące ich waleczność i śmierć na nieludzkiej ziemi Katynia.
Piętnasty na liście
Teofil Szczęsny urodził się 22 kwietnia 1895 roku w Marklowicach. Jako młody człowiek pracował na kopalni Emma. Był ślusarzem. Brał czynny udział w I wojnie światowej w stopniu podoficera. Był jednym z najbardziej oddanych orędowników sprawy polskiej w Marklowicach, także w czasach, gdy ważyły się losy przynależności Górnego Śląska do macierzy. – Teofil Szczęsny brał udział w trzech powstaniach śląskich, w ostatnim jako dowódca 5. kompanii marklowickiej. Za swą działalność otrzymał Krzyż Powstańczy – wyjaśnia Józef Kłosok. Po przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski marklowiczanin zgłosił się do szkoły policyjnej. Po jej ukończeniu służył w Policji Województwa Śląskiego. Żoną Teofila Szczęsnego została Elżbieta Kuźnik. Byli szczęśliwym małżeństwem. Mieli trójkę dzieci: dwóch synów – Tadeusza i Bogdana oraz córkę Władysławę. Przed wojną pełnił funkcję komendanta posterunku w Pawłowicach. W połowie sierpnia 1939 roku cała rodzina została ewakuowana do Bochni. Teofil Szczęsny, zgodnie z rozkazem udał się na wschód. – Wiemy, że dostał się do niewoli radzieckiej, przebywał w obozie w Ostaszkowie. Jego nazwisko znajduje się na liście NKWD z dnia 9 kwietnia 1940 r. To piętnaste nazwisko z kolei – uzupełnia prezes Towarzystwa Miłośników Marklowic.
Ze źródeł historycznych, do jakich dotarł Józef Kłosok wynika, że marklowiczanin został wywieziony z Ostaszkowa do Tweru w grupie stu osób. Tam, w podziemiach siedziby NKWD, został bestialsko zamordowany. Jego ciało najprawdopodobniej spoczywa w Miednoje.
Osiemnasty na liście
Karol Ośliźlok urodził się 29 grudnia w 1881 roku. Po szkole podstawowej pracował kopalni Emma. Na froncie I wojny światowej, powołany do armii niemieckiej, walczył we Francji. Został odznaczony Krzyżem Żelaznym za waleczność. Był mocno zaangażowany w działalność zmierzającą do włączenia Górnego Śląska do Polski. Z tego też powodu wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Uczestniczył w organizacji na terenie Marklowic straży gminnej. – To kolejna wybitna postać naszego regionu. Za zasługi dla Polski został odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi i Medalem Niepodległości. Podobnie jak Teofli Szczęsny wstąpił do Policji Województwa Śląskiego – mówi prezes TMM.
Jego żoną została Felicja Kłosok. Mieli jednego syna, Stanisława. Wybuch II wojny światowej znacznie skomplikował ich życie rodzinne. Posterunek w Wilczy, na którym służył, znajdujący się w pobliży granicy polsko–niemieckiej, otrzymał rozkaz ewakuacji w kierunku Lwowa. Tam, po 17 września, trafił do niewoli sowieckiej. Żona i syn już nigdy nie zobaczyli ojca. Pozycja nr 18 na liście to miejsce, w którym widnieje jego nazwisko. Został rozstrzelany wiosną 1940 roku, spoczywa w mogiłach policjantów w Miednoje.
Trzydziesty na liście
Dokument sporządzony w 1990 roku przez Biuro Informacji i Poszukiwań Polskiego Czerwonego Krzyża nie pozostawia żadnych złudzeń. Józef Radecki przebywający w obozie dla jeńców wojennych w Ostaszkowie figuruje na wykazie sporządzonym przez NKWD. To numer 30. Został zamordowany w 1940 roku.
Marklowiczanin urodził się 6 września 1903 roku. Był najmłodszy z tej trójki ofiar. Uczestniczył w III powstaniu śląskim, skończył szkołę podoficerską i podobnie jak poprzednicy, wstąpił do Policji Województwa Śląskiego. Służył w Katowicach. – To niezwykle barwna postać. Jako ciekawostkę dodam, że uprawiał szermierkę. Ma na swoim koncie tytuł Mistrza Polski w szabli i florecie. W czasie Igrzysk Olimpijskich w Berlinie w 1936 roku był na liście rezerwowych zawodników kadry narodowej. Po wybuchu II wojny światowej, spotkał go ten sam los, co innych policjantów. Został ewakuowany na wschód – opowiada Józef Kłosok. Jego losy nie były znane przez prawie pięćdziesiąt lat, aż do wspomnianego roku 1990, kiedy to najgorsze przypuszczenia znalazły potwierdzenie w historycznych faktach.
Zaproszono krewnych ofiar
Na listach katyńskich widnieje nazwisko jeszcze jednego mieszkańca Marklowic – Jana Kłosoka. Jego osoba znajduje się w gronie więźniów Starobielska. – Chociaż jest wymieniany wśród straconych, cudem uniknął śmierci – dodaje prezes towarzystwa.
– Na uroczystość zaprosiliśmy krewnych ofiar. Nawiązaliśmy kontakt z wnukiem Karola Ośliźloka, i z córkami Radeckiego i Szczęsnego. Nic tak nie oddaje w pełni aury wydarzeń, jak relacje osób, których kwestie te dotknęły niemalże bezpośrednio – uzupełnia Kłosok.
Magdalena Szymańska
Na temat „uroczystości katyńskich” organizowanych w Marklowicach i w Wodzisławiu będziemy na bieżąco informować.