Zabił z zazdrości, nie pójdzie siedzieć
Gerard K. miał opinię człowieka, który zawsze sobie poradzi...
Gerard K., który w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia zamordował na oczach dzieci 27-letnią Małgorzatę Stawowską nie pójdzie siedzieć. Biegli sądowi uznali, że był niepoczytalny. Do sądu trafił już wniosek o umorzenie postępowania w sprawie brutalnego zabójstwa.
Jedna ze starszych kamienic w Raciborzu. W mieszkaniu na parterze biega piątka kilkuletnich dzieci. Wśród nich jest siedmioletnia Natalia i jej brat Remik. Nad rozbrykaną gromadką, na szafie stoi zdjęcie młodej kobiety. Obok świeczka. – Pali się tu od tego grudniowego dnia. Przypomina nam o naszej Gosi – mówi Regina Stawowska, matka zamordowanej kobiety.
Miliony szczęścia nie dają
Kiedy 47-letni Gerard K. i jego 27-letnia dziewczyna Małgorzata Stawowska wprowadzili się po remoncie do domu, ich życie miało być sielanką. On był światowcem. Znał cztery języki, przez lata pracował jako kierowca. Po powrocie z Niemiec na imprezie u kuzyna poznał Gosię. Wkrótce doczekali się syna, potem córki. Mimo dwójki dzieci 47-latek nie myślał o ożenku. W Niemczech zostawił dwa małżeństwa za sobą. I coś jeszcze. Ogromne pieniądze wygrane na loterii. Fortuna leżała na lokacie i nie można jej było jeszcze przez trzy lata ruszyć. Gerard podjął pracę jako kierowca tirów.
Zazdrośnik montował kamery
Mężczyzna ciągle był w trasie co potęgowało jego chorobliwą zazdrość. W luksusowej willi pojawiły się kamery, które miały kontrolować domowników. Kiedy wracał urządzał sceny zazdrości. Bał się zdrady, choć sam zdradzał. – Gosia dowiedziała się o tym, że ma romans z ekspedientką. Napisała to kiedyś w smsie gdy był w trasie. Coś mu się wtedy stało – wspomina Sylwia Milniczyn, siostra zamordowanej. Gerard coraz więcej pił. Podczas jednego z kursów miał stwierdzić, że rodzina nie doczeka przyszłych świąt. Wspominał również o tym, że któregoś dnia wywróci tira. Dziwne zachowanie powodowało, że jego zmiennik z obawą wyjeżdżał z nim na trasę.
Chciał się zabić
26 grudnia ubiegłego roku jedna z sióstr Gosi zaproponowała wyjście na karaoke. – Chciałyśmy się wybrać w damskim gronie. Trochę poplotkować – wspomina Patrycja. 47-latek wpadł w szał. Około godziny 17.00 sąsiedzi usłyszeli krzyki i płacz małych dzieci. Zaniepokojeni wezwali policję. Po wejściu funkcjonariuszy do mieszkania ich oczom ukazał się makabryczny widok. W kuchni w leżała młoda kobieta z licznymi ranami brzucha. Przy matce klęczała ubrudzona w krwi Natalia. Podczas przeszukiwania kolejnych pomieszczeń w łazience znaleziono rannego ojca dzieci. Miał ranę klatki piersiowej i podcięte żyły. Dzięki szybkiej pomocy pogotowia trafił na salę operacyjną. Chirurdzy uratowali mu życie. Mniej szczęścia miała 27-latka, która zmarła znacznie wcześniej. Jak ustalono, w mieszkaniu poza dziećmi była jeszcze matka Gerarda K., która przyjechała z Niemiec na święta.
Natalia wie wszystko
Co się wydarzyło w mieszkaniu? Z ustaleń policjantów i rozmowy psychologów z dziećmi wynika, że Gerard K. wpadł w szał. Gonił Małgorzatę z nożem po domu, aż w końcu dopadł ją w kuchni. Wszystkiemu przyglądała się przerażona siedmiolatka. – Gosia zdążyła jeszcze krzyknąć do małej aby poszła na górę po rajtuzki. Gdy wróciła, jej mama już nie żyła.
Gerard K. trafił na obserwację psychiatryczną do Krakowa. Od grudnia jest aresztowany. W marcu sąd postanowił o przedłużeniu aresztu do czerwca. 30 kwietnia prokurator przekazał do wydziału karnego zamiejscowego w Wodzisławiu Sądu Okręgowego w Gliwicach wniosek o umorzenie postępowania. – Otrzymaliśmy opinię biegłych. Lekarze stwierdzili, że w chwili popełnienia przestępstwa nie miał możliwości oceny swojego czynu. Z racji tego, że stanowi zagrożenie dla społeczeństwa zostanie poddany leczeniu – mówi prokurator Franciszek Makulik, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Raciborzu. Gerard K. trafi najprawdopodobniej na oddział szpitala psychiatrycznego w Rybniku lub Branicach.
Adrian Czarnota