Na Bagienku walczyli o przetrwanie
Gra tylko dla uczciwych i pozytywnie zakręconych.
Świńska grypa okazała się zabójcza. Na świecie pozostała tylko garstka ludzi walczących o przeżycie. Podczas bitwy wydzierano sobie wodę, żywność, gotówkę, a także przedmioty niezbędne do normalnego funkcjonowania. Do starcia doszło 29 maja w wodzisławskiej dzielnicy Radlin II na tzw. Bagienku w ramach II Manewrów Airsoftowych. Naprzeciw siebie stanęły dwie uzbrojone grupy – Horda i Zielone Diabły – łącznie 150 osób.
Bitwa w lesie
Przedsięwzięcie zorganizowało TKKF Karlik w ramach Europejskiego Dnia Sportu przy finansowym wsparciu urzędu miasta, który przekazał na ten cel 4 tys. zł. Do Wodzisławia zjechali miłośnicy tej dyscypliny z całego regionu. – Prywatni właściciele udostępnili nam teren, gdzie wcześniej mogliśmy stworzyć fortyfikacje, wybudować schrony i wykonać okopy – mówi Antoni Remiasz, uczestnik walk i jeden z organizatorów.
Kosztowna zabawa
Scenariusz manewrów opracowują organizatorzy. Bazują na historycznych działaniach wojennych, policyjnych lub potyczek oddziałów paramilitarnych. Może to być także wizja fikcyjna, jak miało to miejsce w przypadku manewrów wodzisławskich. Podstawowym celem jest trafienie przeciwnika 6-milimetrową plastikową kulką nie powodującą większych obrażeń. Uczestnicy są umundurowani i uzbrojeni, posiadają repliki broni. Niektórzy mają nawet noktowizory. Przydają się, bowiem walki trwają od rana do późnych godzin wieczornych. Wodzisławska grupa posiada nawet pojazd bojowy.
Jasne zasady
W czasie rozgrywki obowiązuje zestaw zasad bezpieczeństwa spisanych w tzw. prawie ASG. Najważniejszą z nich jest obowiązek używania okularów ochronnych. – To gra jedynie dla uczciwych ludzi. Każdy kto zostanie trafiony przyznaje się do tego i wyciąga do góry czerwoną szmatkę. Kara to powrót do bazy pierwotniej i odczekanie określonego czasu. Wygrywa drużyna, która przejmuje bazę przeciwnika – wyjaśnia Antoni Remisz.
Wzorowe warunki
Impreza zorganizowana w Wodzisławiu była bardzo udana. Uczestnicy mogli tutaj liczyć na świetne warunki. Był ciepły posiłek, napoje i doskonale przygotowane pole walki. – Przygotowania trwały od dawna. Wielu ludzi nam pomaga, m.in. przedsiębiorcy i harcerze, a dzięki funduszom z budżetu miasta możemy stworzyć naszym gościom naprawdę dobre warunki. Była kuchnia polowa, a nawet ubikacje rozstawione w okolicy pola walki – mówi Adam Kantor z TKKF Karlik. Nie ma on wątpliwości, że wojownicy chętnie przyjadą do Wodzisławia za rok.
(raj)