Każdy występ to dla mnie wielka frajda
WODZISŁAW - RADLIN II
Ślązoczka nad Ślązoczkami świętowała 85 urodziny.
„Godo” od urodzenia. W konkursach startuje od 1993 roku. Twierdzi, że Śląsk potrzebuje ludzi światłych i wykształconych. Aniela Langer, Ślązoczka z krwi i kości, ma osiemdziesiąt pięć lat.
– Zaczęło się od koła rencistów – mówi solenizantka. – To był pierwszy sprawdzian moich umiejętności i, jak się później okazało, nie najgorszy debiut – dodaje z charakterystyczną dla siebie przekorą.
Kobieta z charakterem. To pierwsze skojarzeniem jakie przychodzi do głowy po paru minutach spędzonych w towarzystwie Anieli Langer. Z pozoru drobna kobieta z poczuciem własnej wartości, dystansem do wielu spraw i przekonaniami, popartymi trafnymi argumentami szybko uzmysławia, że ma się do czynienia z wyjątkową osobą. Opowieści z życia wzięte, przeplatane zabawnymi anegdotami, skutecznie skupiają uwagę. Nie bez kozery mieszkanka wodzisławskiego Radlina nosi tytuł Ślązoczki nad Ślązoczkami. W tym przypadku tytuł jest adekwatny do osobowości w stu procentach.
Twardy charakter to kwestia wychowania
Od lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia należała do koła rencistów. Spotkania, które odbywały się w remizie strażackiej, jak mówi: były zawsze jedne i te same. Za namową siostry postanowiła nadać im właściwy kształt. Przewodnicząca koła motywowała: Niech Aniela spróbuje i coś zrobi! I spróbowała. Napisała nie tylko prawdziwy hymn rencistów, ale i od tej pory każde spotkanie uświetniała komicznymi opowiastkami, zaczerpniętymi z życia. Na spotkania w remizie zaczęło przychodzić coraz więcej osób, a sama inicjatorka oswajała się z występami przed szerszą publicznością. – Ku mojemu zdziwieniu hymn rencistów wykonywany jest do dziś. Co więcej, jest elementem, który wyróżnia radlińskie koło spośród innych. Członkowie zapewniają mnie, że nikomu innemu nie pozwolą z niego korzystać. A szkoda! Adam Mickiewicz nie cierpiałby z tego powodu, że jest znany na całym świecie – mówi z uśmiechem Aniela Langer.
Nauka... i jeszcze raz nauka
Przed jury konkursu: Po naszymu czyli po śląsku, po raz pierwszy wystąpiła w 1993 roku. Po pierwszą nagrodę sięgnęła trzy lata później. Kolejne zwycięstwo odniosła w 2001 roku. Jak mówi sama o sobie, „godo” od urodzenia, a szacunek dla tradycji i kultury wyniosła z domu rodzinnego. Także twardy charakter to zasługa wychowania. Matka Jadwiga miała barwny życiorys, była aktywistką, walczyła o polskość. Należała do Towarzystwa Polek, sztandar nosiła w śląskim stroju. Ojciec był kolejarzem. To dzięki jego pracy już w najmłodszych latach Aniela wraz z rodzeństwem – Janiną, Marianem i Teresą – zwiedzili najważniejsze miasta w Polsce. Matka była dość ostra, wymagała posłuszeństwa, ale to, jak wspomina solenizantka, całej trójce wyszło na dobre. Dbała też o wykształcenie swoich pociech, choć sama nie umiała pisać po polsku.
To, jak ważne w życiu człowieka jest wykształcenie docenia także Aniela Langer. – Dawniej w naszym Radlinie nie honorowano wyższego wykształcenia. Wystarczyło skończyć podstawówkę i iść do pracy. Taki był model rodziny. Na jednym z konkursów Kazimierz Kutz zapytał mnie, co radziłabym młodzieży. Radę mam jedną: Uczyć się! – mówi z przekonaniem. – Bo Ślązacy potrzebują ludzi światłych i mądrych – uzupełnia.
Doceniana i lubiana
O kulturze śląskiej trzeba i warto pamiętać. Sławieniu lokalnej tradycji Aniela Langer poświęciła cześć swojego życia. Jej działalność została doceniona. Z okazji 85-tych urodzin 29 maja w Polskim Radiu Katowice odbył się jej benefis. Ze sceną i mediami gawędziarka żyje za pan brat. Nie zjada ją trema, a publiczność uwielbia. Za pierwsze miejsce w konkursach otrzymywała owacje na stojąco. Werdykt jury był tylko formalnością. Monologi i treści w nich zawarte doceniał każdy. „Kiedy przechodzisz domu tego progi, wytrzyj najpierw język a dopiero nogi” – to fragment wystąpienia, którym solenizantka zachwyciła samego prof. Jana Miodka. –Każdy występ to dla mnie niesamowita frajda. Czasem mówię sobie, że to dobrze, że jestem wdową. Mam wolną rękę i mogę szaleć do woli – twierdzi z przekorą. – W jesieni życia nie musi być źle. Czuję się w życiu spełniona – dodaje.
Rzetelność, pracowitość i duma to zdaniem solenizantki cechy typowego Ślązaka. Podkreśla, że choć czuje się Ślązaczką nigdy nie przestała być Polką. To ważne, jak twierdzi, by zamiast dzielić, łączyć i dążyć do porozumienia.
Etap eliminacji ma już za sobą. Na kolejne edycje: Po naszymu czyli po śląsku, zapraszana jest w roli gościa. Jak mówi, trzeba dać szansę młodym. – Każdy ma swój czas, ja swój wykorzystałam najlepiej, jak tylko mogłam – puentuje z uśmiechem.
Magdalena Szymańska
***
Dziękuję za obecność
Dziękuję wszystkim zaangażowanym w przygotowanie mojego benefisu i obecność, szczególnie senator Marii Pańczyk oraz Radiu Katowice, całej czelodce „Po naszymu czyli po śląsku”, delegacji Urzędu Wojewódzkiego i Urzędu Miasta w Katowicach oraz w Rudzie Śląskiej, Ludgardzie Buzek, prezydentowi Wodzisławia Mieczysławowi Kiecy i jego zastępcy Dariuszowi Szymczakowi oraz wszystkim znajomym i rodzinie.
Aniela Langer