Kaczyńscy wyrolowani
Mieszkaniec Radlina kupił w Rybniku mieszkanie z lokatorami. Nie może dysponować własnością i miesięcznie bierze z magistratu w Rybniku odszkodowanie. Lokatorzy ani myślą się wyprowadzić, tłumacząc, że im przysługiwało prawo pierwokupu.
– To się w głowie nie mieści. Ja myślałam, że żyjemy w państwie prawa. A tu urzędnicy mogą po prostu robić co chcą. Mogą cię nawet sprzedać z mieszkaniem – wzdycha Irena Kaczyńska. W 2003 roku Adam Fudali, prezydent Rybnika sprzedał mieszkanie należące do gminy, mimo że rodzinie przysługiwało prawo pierwokupu. Teraz za ten błąd miasto Rybnik co miesiąc płaci nowemu właścielowi z Radlina 500 zł kary.Mąż zmarł ze stresu
– Czujemy się zaszczuci przez urzędników – mówi pani Irena. Jej mąż – Mieczysław – nie wytrzymał presji. Po rozmowie z kierownikiem Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w 2004 r. dostał zawału i zmarł. Pani Irena została sama.
Sprawa państwa Kaczyńskich toczy się już siedem lat. Prezydent Adam Fudali sprzedał budynek przy Raciborskiej 226 w grudniu 2003 r. W tym czasie był on nawet przeznaczony na sprzedaż dopiero na rok 2004. – To był prosty szwindel. Zaczęliśmy pytać w gminie o wykup mieszkania, ale powiedziano nam, że dopiero rok później nasz wniosek zostanie rozpatrzony. Jak się zorientowali, że się interesujemy, to ogłosili kolejne przetargi. No i szybko znalazł się inwestor – opowiada pani Irena. Nowy właściciel zakupił całą nieruchomość, która składała się z dwóch budynków. W tym mniejszym została rodzina państwa Kaczyńskich.
Będzie płacić co miesiąc
Prawdziwy kłopot dla miasta rozpoczął się, gdy państwo Kaczyńscy postanowili, że nie będą się ruszać z miejsca. Urzędnicy z prezydentem Fudalim na czele zaczęli wymyślać najróżniejsze metody, by pozbyć się lokatorów. Dlaczego? Ponieważ szef urzędu sam zobowiązał się, że będzie płacić inwestorowi 500 zł kary co miesiąc od maja 2004 r. jeśli mieszkańcy nie opuszczą lokalu. – Katalog czynów stanowiących naruszenie dyscypliny finansów publicznych jest określony w ustawie z dnia 17 grudnia 2004 roku o odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Zawarcie takiej umowy przez miasto nie wyczerpuje znamion żadnego czynu zabronionego – wyjaśnia Paweł Drzazga, audytor wewnętrzny z Regionalnej Izby Obrachunkowej. Do tej pory za „błąd” prezydenta z naszej kieszeni do inwestora powędrowało w sumie 37 tysięcy złotych
Za czynsz jak za złoto
Nowy właściciel, zaraz po zakupie, oddał budynek w administrację Zakładowi Gospodarki Mieszkaniowej w Rybniku. Gdy ustawicznie podwyższanie czynszu nie przyniosło rezultatów (teraz wynosi on już 12 zł za metr kwadratowy – dla porównania w kamienicy Rynek 1 niektóre firmy nie płacą nawet 10 zł), sam prezydent wydał decyzję o rozbiórce budynku w kwietniu ubiegłego roku. Jednak i ta próba okazała się nieskuteczna, ponieważ dzięki interwencji rybnickiego Stowarzyszenia Obrońcy Praw Lokatorów sprawą zainteresował się Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Katowicach (budynek jest z XIX wieku). W międzyczasie w Sądzie Rejonowym w Rybniku w czerwcu 2009 r. odbyła się rozprawa o eksmisję rodziny. Sędzia nakazała opuścić lokal i opróżnić go ze wszystkich rzeczy. Po zaskarżeniu rozprawa trafiła do sądu okręgowego. Ten z kolei na pierwszej sprawie poinformował strony, że muszą dostarczyć decyzję o rozbiórce. Warto dodać, że wcześniejsze próby eksmisji również zakończyły się fiaskiem. Urzędnicy tak się zagalopowali, że sąd musiał zwrócić nawet uwagę, że ZGM nie może wnosić o eksmisję, a jedynie właściciel.
Złamali prawo
Pomimo, że urzędnicy zarzekają się, że wszystko było zgodne z obowiązującymi przepisami, sądy nie miały wątpliwości, że gmina naruszyła prawo. Sąd Apelacyjny w Katowicach w październiku 2008 r. stwierdził, że w chwili zawarcia umowy przez miasto „najemcom lokali mieszkalnych położonych na nieruchomości przeznaczonej do zbycia, przysługiwało prawo pierwszeństwa w jej nabyciu”. Ponadto miasto postąpiło wbrew własnemu programowi gospodarowania zasobem mieszkaniowym na lata 2003–2008. Budynek przy Raciborskiej 226 przeznaczono do sprzedaży na rok 2004, zaś został zbyty już w 2003. – Mieszkam tutaj od 1947 roku. Wcześniej, zanim budynek trafił w ręce miasta (w 1993 r. – red.), kopalnia dbała o niego. Teraz budynek obok niszczeje na naszych oczach – mówi pani Irena.
Całą nieruchomość inwestor z Radlina kupił za 216 tys. zł, choć wyceniona była na ponad 616 tys. zł.
Bezsilność organów
Wiceprezydent Michał Śmigielski na spotkaniu z dziennikarzem naszego wydawnictwa powiedział, że „właśnie otrzymał” wyrok sądu z czerwca ubiegłego roku. – Właśnie przed chwilą powiadomiłem Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w jakim stanie jest budynek – mówił zastępca szefa urzędu. Śmigielski nie kryje złości na całą sytuację. Jest poruszony „bezsilnością organów administracji”. – Wszyscy działamy w obronie jakichś Kaczyńskich, którzy tak prawdę powiedziawszy w moim pojęciu, nie chciałbym tu użyć złego słowa, właśnie bardzo niewłaściwie się zachowują – twierdzi wiceprezydent.
Zastępcę szefa rybnickiego magistratu w wyroku z czerwca 2009 r. zainteresowała ocena stanu budynku, dokonana przez sąd na podstawie wizji lokalnej i materiału dowodowego, zebranego przez inwestora. – Niech się to wszystko tak zawali na głowę państwu Kaczyńskim, później prokurator będzie się pytał, dlaczego nie podjęto żadnych kroków, skoro wiedzieliśmy o jego stanie – zaznacza Śmigielski. – Co to za bzdury! Przecież urząd miasta cały czas bierze udział we wszystkich rozprawach. To jak to możliwe, że nikt nie czytał orzeczenia sądu sprzed roku? Niech już się lepiej na pośmiewisko nie wystawiają – śmieje się pan Henryk Kaczyński, syn lokatorki.
Jedynie odszkodowanie
Sąd Apelacyjny, który orzekł prawomocnym wyrokiem, że miasto naruszyło prawo pierwokupu rodziny, przyznał jednak, że mieszkance może należeć się już jedynie odszkodowanie. Pani Kaczyńska zarzeka się jednak, że nigdzie się nie ruszy i będą ją musieli siłą wyprowadzić. – Nie poddamy się. Będziemy walczyć o sprawiedliwość, bo jeszcze w nią wierzymy – mówi zrezygnowana pani Irena. Cierpliwie natomiast na rozwój sytuacji czeka właściciel nieruchomości Rudolf Capek. – Będę tak długo czekał, aż urząd miasta spełni to, do czego się zobowiązał przy podpisywaniu aktu notarialnego. Nie będę mówił o jakichś sprecyzowanych planach co do terenu, bo nie mogę póki co nim w pełni dysponować – twierdzi Rudolf Capek.
Smaczku dodaje fakt, że na kilku dokumentach jako adres inwestora podane było miejsce zamieszkania prezydenta. Rudolf Capek przyznał, że sprawę w całości przekazał magistratowi, który się nią teraz zajmuje. Urzędnicy tłumaczą natomiast, że to zwykła pomyłka radców prawnych.
Łukasz Żyła