Nowa droga i już szaleją
Zakończony niedawno remont ulicy Prusa w Gorzycach spowodował, że niektórzy kierowcy korzystający z drogi zapomnieli, że poruszają się w terenie zabudowanym. – Tutaj nie jeżdżą nawet 80, a jeszcze szybciej. Na tej ulicy mieszka sporo dzieci. To o nie się boimy najbardziej – mówi Maciej Zwierzyna, jeden z mieszkańców Prusa. Jego zdaniem wyhamować zapędy kierowców mogą tylko progi zwalniające.
Sołtys będzie uświadamiał miejscowych piratów
Ale inni zastanawiają się czy pomysł kładzenia progów hamujących na nowej i równej drodze ma sens. – Na takie rozwiązanie musieliby się zgodzić wszyscy mieszkańcy. A z tego co wiem nie wszyscy tego chcą. Zresztą po co w takim razie remontować drogi? Zostawmy je dziurawe, nie trzeba będzie progów – uważa sołtys Ryszard Grzegoszczyk. Sprawa jest o tyle zaskakująca, że ulica Prusa to droga dojazdowa do posesji, korzystają z niej więc przede wszystkim miejscowi. I to niektórzy z nich zapominają, że nie znajdują się na torze wyścigowym. – Dlatego tych mieszkańców będziemy uświadamiać i prosić o to by wyhamowali swoje zapędy. To najlepsze rozwiązanie – podkreśla sołtys.
Znaki nie poskutkują
Problem znają w urzędzie gminy, gdzie trafiło już pismo od niektórych mieszkańców. – Informacje o takim problemie dostaliśmy dopiero niedawno. Sprawą na pewno się zajmiemy, ale trudno przewidzieć jaki będzie efekt – mówi Wioletta Langrzyk z Urzędu Gminy w Gorzycach. Wiadomo, że niechętny budowie progów na nowych drogach jest wójt Piotr Oślizło. Bardziej skłania się ku temu, by w miejscach gdzie panuje duży ruch pieszych wyznaczać strefy zamieszkania. W nich nie można parkować na poboczach, a dopuszczalna prędkość to 20 km/h. Jak pokazują przykłady z Polnej w Rogowie i Wrzosowej w Radlinie, mandaty płacą wówczas głównie miejscowi.
– Postawienie znaków ograniczających prędkość czy wprowadzenie strefy zamieszkania nic nie da – powątpiewa jednak Maciej Zwierzyna. Jego zdaniem na Prusa trzeba fizycznie zmusić kierowców do tego, by nie jeździli tak szybko. Poprzez montaż jednego progu na szczycie wzniesienia i drugiego w jego połowie.
Artur Marcisz