Spłonął dobytek życia mieszkanki Gołkowic
GOŁKOWICE – Potrzebna pomoc dla ofiary pożaru
Grażyna Kunicka w pożarze domu straciła cały dobytek. Z dnia na dzień została bez środków do życia. Tylko dzięki pomocy rodziny stara się powoli odbudować dom. Ale jej sytuacja jest bardzo trudna. Bez pomocy trudno jej będzie wrócić do normalnego życia.
Tragedia pod nieobecność domowników
Budynek znajdujący się przy ulicy Dębiny został doszczętnie wypalony wewnątrz, pomiędzy 15 a 18 sierpnia. W środku ujawnione zostały zwłoki. Należały do mężczyzny, który pod nieobecność domowników miał zajmować się domem. – 14 sierpnia wyjechałam wraz z młodszym synem do matki, która mieszka w Bieszczadach. Miałam kota i psa, więc poprosiłam znajomego z Jastrzębia, by zaopiekował się zwierzętami. Zostawiłam mu klucze. Ufałam mu bo wcześniej też mi pomagał – opowiada Grażyna Kunicka. Dzień po niej w Bieszczady pojechał również drugi syn z rodziną. Nim udali się w podróż odwiedzili mężczyznę, który został w domu pani Grażyny. – Wszystko było w porządku – zapewnia synowa właścicielki domu Dorota Nawrocka. Razem z mężem wróciła z Bieszczad do Gołkowic dzień wcześniej niż teściowa. Był 18 sierpnia. – Pojechaliśmy do domu mamy sprawdzić, czy wszystko w porządku. Zauważyliśmy, że okna są wypalone. Po wejściu do środka zastaliśmy przerażający widok. Całe wnętrze było praktycznie wypalone. Jeszcze gdzieniegdzie się tliło. Mąż znalazł zwłoki. Nie były spalone, jedynie bardzo opuchnięte – relacjonuje pani Dorota.
Zostały gołe cegły
Z dnia na dzień Grażyna Kunicka została jedynie z tym, co zabrała ze sobą na krótki pobyt u matki. Znalazła się w tak dramatycznej sytuacji, że aż trudno to sobie wyobrazić. Niemal wszystko co zostało w domu, uległo zniszczeniu – meble, sprzęty RTV i AGD, większość ubrań. Wiele rzeczy należało do jednego z synów, który pracował w Niemczech a jednocześnie remontował i urządzał dom swojej matki, który w przyszłości miał stać się jego własnością. Wszystkie zaoszczędzone i zainwestowane w budynek pieniądze poszły z dymem. Tymczasem całe wnętrze domu trzeba niemal od podstaw odbudować. Ocalała tylko łazienka. W pozostałych pomieszczeniach trzeba było odbić tynki do gołych cegieł. Konieczna okazała się wymiana niektórych okien – część z nich po prostu się stopiła. W mozolnym powrocie do normalnego życia nieoceniona jest pomoc najbliższych. – Gdyby nie syn i synowa, nie dałabym sobie rady. Obecnie jestem na ich utrzymaniu. W dodatku wykonują wiele prac, wykładają pieniądze na materiały. Ale im też jest ciężko. Mają swój dom, dzieci, które trzeba utrzymać – mówi łamiącym się głosem.
Potrzebna pomoc
Kobieta szuka dodatkowych źródeł wsparcia. Finansowo wsparła ją gmina, która przekazała w sumie 10 tys. zł. Dzięki tej pomocy mogła rozpocząć w ogóle jakieś prace. To jednak i tak za mało. – Wyliczyłam, że potrzebuję jeszcze około 4 tysięcy, by w ogóle myśleć o przeżyciu tu zimy – mówi pani Grażyna, nie potrafiąc powstrzymać łez. O kosztach całego remontu woli nie myśleć. Jest w coraz gorszej formie psychicznej. Nie wie jak da radę odbudować mieszkanie. Nie ma pracy, nie ma więc źródła dochodu. Zasiłek dla bezrobotnych dawno się skończył. Były mąż nie interesuje się jej sytuacją, zresztą Grażyna Kunicka twierdzi, że dopiero niedawno dzięki synowi spłaciła zostawione przez męża długi. Dlatego przyda się jej każda forma pomocy, czy to w postaci materiałów budowlanych, lub chociażby upustów na ich zakup. Kobieta przyjmie również pomoc w formie robocizny.
Zagadkowy pożar
Ciągle nie wiadomo, co było przyczyną pożaru, który kompletnie strawił wnętrze domu, a na zewnątrz nie wyrządził praktycznie żadnych szkół. Właścicielka domu nie ma pojęcia, co mogło się stać. Liczy, że ustali to policja. – Prowadzone jest śledztwo w tej sprawie. W tym momencie nie wiadomo, co mogło być przyczyną pożaru – mówi Marta Czajkowska, rzecznik wodzisławskiej policji. Sekcja zwłok mężczyzny nie przyniosła stuprocentowej odpowiedzi o przyczynę jego zgonu. – Zwłoki zostały ujawnione kilka dni po śmierci ofiary. Znajdowały się w fazie rozkładu. Najprawdopodobniej jednak przyczyną śmierci było zatrucie tlenkiem węgla – wyjaśnia Czajkowska.
Artur Marcisz