Lekarzy przyjmiemy z otwartymi rękami
O przebiegającym łączeniu szpitali, redukcjach zatrudnienia, pomysłach na zarobienie dodatkowych pieniędzy, planowanych ocenach oddziałów i związanych z tym zmianach rozmawiamy z Bożeną Capek, dyrektorem Powiatowego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Wodzisławiu i Rydułtowach z siedzibą w Wodzisławiu
– Od 1 czerwca szpitale w Wodzisławiu i Rydułtowach działają jako jeden organizm. Jak przebiegało scalanie?
– Jeśli chodzi o rzecz dla nas najważniejszą, czyli świadczenia zdrowotne, to są udzielane pacjentom w takim samym zakresie, jak przed połączeniem. Zmiany objęły natomiast administrację. Nie ma możliwości, aby było dwóch zastępców dyrektorów technicznych, czy dwa działy organizacji pracy.
– Jak duże były redukcje i kogo dotknęły?
– Dziś zatrudnionych mamy 1116 osób na 1083 etatach. Na koniec maja, czyli tuż przed połączeniem pracowało w szpitalach 1137 osób. Zmniejszenie zatrudnienia dotyczyło przede wszystkim administracji i obsługi szpitala. Takie procesy nigdy się nie kończą. Przyjęliśmy postawę polegającą na nie uzupełnieniu stanowisk po odejściu pracowników.
– Mówiliśmy o redukcjach, a są przyjęcia?
– Mamy braki w grupie lekarzy. Każdego lekarza, który będzie chciał u nas pracować, będziemy przyjmować z otwartymi rękami. Szczególnie zależy nam na internistach i anestezjologach. Zatrudniać będziemy też pielęgniarki. Sporo sióstr jest już w wieku, w którym przysługują im różne świadczenia i stopniowo odchodzą z pracy.
– Co z zarobkami? Słyszałem, że pracownikom zrównano wynagrodzenia?
– Zgadza się, doszło do wyrównania płac. Były dotąd sytuacje, że poszczególne grupy zawodowe w obydwu szpitalach zarabiały więcej od siebie. Pewne grupy zarabiały więcej w Rydułtowach, inne w Wodzisławiu. Zatem pracownicy, którzy otrzymywali mniejsze wynagrodzenie w stosunku do osób pracujących na analogicznych stanowiskach w drugim szpitalu, dostali wyrównanie.
– Od przyszłego roku szpitale mają się bilansować, bo inaczej organ prowadzący ma pokryć stratę, sprywatyzować zakład albo go zlikwidować. Obawia się pani przyszłości?
– Sprawą podstawową jest wysokość środków, którymi będziemy dysponować. Proszę zwrócić uwagę, że w roku 2008 do kasy obydwu szpitali wpłynęło ponad 75 mln zł. A plan roczny na rok 2012 wynosi 73,6 mln zł. Ceny rosną, liczba udzielanych świadczeń nie zmienia się, a wpływy spadają. Jak mamy sobie z tym radzić?
Forma organizacyjna szpitala nie jest tu najważniejsza, choć z pewnością też istotna jest. Media donoszą o szpitalach przekształconych w spółki, które też przynoszą straty. Oczywiście dyrektor musi być sprawnym menadżerem, ale jak nie ma narzędzi, czyli pieniędzy, to nic nie zrobi. Mnie obecnie brakuje miesięcznie około 700 tys. zł. Rocznie daje to około 8,4 mln zł. Gdyby o tyle wyższy był roczny kontrakt, nie mielibyśmy żadnych problemów finansowych. To skutki podwyżki, którą byliśmy zobowiązani wprowadzić ustawą w 2008 roku. Początkowo Fundusz finansował nam podwyżki zapłatą za dodatkowe faktury, ale potem się z tego wycofał. W zamian podniósł wycenę punktu. Przy czym wycena wzrosła o złotówkę do poziomu 52 zł. To nie zrekompensowało potrzeb. W moim odczuciu stawka za punkt powinna wynosić co najmniej 58 zł. Wtedy problemów by nie było. Jeśli jednak nic się nie zmieni, tzn. nie wzrośnie liczba punktów ani ich wycena, to wynik finansowy dalej będzie ujemny, a nawet może się powiększyć.
Wiadomo, że na wynik finansowy składają się przychody, koszty. Druga sprawa jest taka, że na chwilę obecną mamy około 2,7 mln zł nadwykonań (to świadczenia wykonywane ponad limit i niezapłacone przez NFZ) i jest to kwota narastająca. Będziemy się starali o ich zapłatę.
– Jak wygląda bieżąca sytuacja finansowa szpitala? Ludzie dostają pensje? Pacjenci muszą przynosić waciki?
– Sytuacja jest trudna, tym niemniej są rzeczy, które muszą być w szpitalu i są rzeczy, które nie są aż tak potrzebne. Akurat lekarstwa, środki opatrunkowe, środki czystości to wszystko są sprawy podstawowe. One muszą być i już. Mamy zaległości wymagalne wobec dostawców, ale zawieramy z nimi porozumienia ratalne. Nie ma możliwości, aby z powodu zaległości w płaceniu były przerwy w dostawach. Gdyby pacjenci mieli przynosić sobie gazę czy strzykawki, to rzeczywiście trzeba byłoby zastanowić się nad postawieniem wniosku o zaprzestanie działalności. Pensje pracowników są wypłacane na bieżąco.
– Pisaliśmy już o modernizacji oddziału anestezjologii i intensywnej terapii obejmującej m.in. powiększenie stanowisk z 5 do 7. Czy to sposób na zwiększenie dochodów szpitala?
– Zdecydowanie. Procedury ratujące życie wypłacane są w pierwszej kolejności. Ogólnie w naszych szpitalach priorytetem są procedury nielimitowane, czyli porody, OIOM, neonatologia – oddział noworodków i udary w oddziale neurologicznym. Inwestujemy też w sprzęt, wymieniamy na nowszy, aby polepszać jakość usług i poszerzać ich zakres. W ostatnich miesiącach dokonaliśmy zakupów na 0,5 mln zł. To były nasze środki. Musimy inwestować, bo kto tego nie robi, ten się cofa. A jak chcę przyciągnąć pacjentów, to muszę mieć co im zaoferować.
– Czyli nie ma sytuacji, jak to się czasem słyszy w Polsce, że rentgen stoi pół roku, bo nie ma pieniędzy na serwis?
– Nie ma mowy. Jeśli sprzęt stoi nieczynny, to tracimy, bo ktoś pójdzie tę usługę wykonać gdzieś indziej. Oczywiście bywają przestoje, bo akurat jakieś urządzenie jest dłużej w serwisie, albo nie ma akurat części zamiennych, ale to są sytuacje nadzwyczajne.
– Wspominała pani o porodach. Akurat porodówką w Rydułtowach nie musi się pani martwić. Cieszy się znakomitą opinią mieszkańców i przyjmuje sporo osób spoza powiatu wodzisławskiego. Porodówka w Wodzisławiu nie ma aż takiego wzięcia.
– Prawdą jest, że liczba porodów w oddziale rydułtowskim jest coraz większa.
– Ma pani pomysł, jak zwiększyć popularność porodówki wodzisławskiej?
– Mamy zaplanowane spotkania z ordynatorami oddziałów o tym samym charakterze, żebyśmy mogli dokonać oceny, ustalić priorytety i rzeczy, z którymi moglibyśmy pójść do przodu lub się wycofać. Nie mówię, że ocen nie robiliśmy do tej pory. Ale po połączeniu, kiedy niektóre rzeczy są podwójne, musimy się dokładnej zastanowić, jak to rozsądnie poukładać, aby nikt nie stracił, a wręcz przeciwnie – żebyśmy byli dobrymi realizatorami świadczeń zdrowotnych. Jest jeszcze jedna ważna rzecz. My możemy sobie różne rzeczy planować, ale pozostaje kwestia, czy NFZ będzie chciał te usługi kupić.
– Próbowała już pani coś otworzyć, na co nie zgodził się Fundusz?
– Tak, rozważaliśmy wprowadzenie zakładu opiekuńczo – pielęgnacyjnego. Fundusz odpisał, że jest już po procedurze konkursowej i być może nowy konkurs zostanie przeprowadzony w 2013 roku. Czy do tego wrócę? Takie tematy zawsze trzeba mieć na uwadze, ale należy je dostosowywać do aktualnej sytuacji i możliwości.
– Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Tomasz Raudner