Spalone zwłoki w aucie. Denat nie miał żadnych ran
20 maja w Bełsznicy przypadkowy przechodzień dokonał makabrycznego odkrycia. W zaparkowanym samochodzie znalazł ludzkie zwłoki.
BEŁSZNICA Opel stał zaparkowany w lesie w rejonie ulicy Czyżowickiej. Zarówno pojazd jak i zwłoki były spalone. Na miejscu przez kolejny dzień pracowała ekipa z laboratorium kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach, prokurator oraz biegły z zakresu pożarnictwa. Ze względu na uszkodzenia termiczne zwłok śledczy początkowo mieli trudności z określeniem płci denata. Szybko jednak ustalono, że denat to najprawdopodobniej zaginiony kilka dni wcześniej trzydziestoletni mężczyzna, który nie dotarł do pracy i używał samochodu tej samej marki. – Tak naprawdę pewność co do tożsamości będziemy mieli dopiero po przeprowadzeniu badań genetycznych, Pobraliśmy materiał porównawczy z ciała zmarłego i od rodziny zaginionej osoby – mówi prowadzący sprawę prokurator Maciej Jaskulski z Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu Śląskim.
23 maja w zakładzie medycyny sądowej w Katowicach odbyła się sekcja zwłok. Podczas sekcji pobrano materiał do badań toksykologicznych. Dadzą one odpowiedź między innymi na pytanie czy mężczyzna w chwili śmierci znajdował się pod wpływem alkoholu lub innych substancji odurzających. Wstępnie ustalono, że mężczyzna oddychał a więc żył przynajmniej w początkowej fazie pożaru o czym świadczy sadza znaleziona w płucach zmarłego. – Śmierć zdaniem biegłego nastąpiła na skutek urazu termicznego. Nie znaleziono żadnych urazów mechanicznych czy ran, które mogłyby wskazywać choćby na to, że do śmierci mężczyzny mogły się przyczynić osoby trzecie a sam pożar miał służyć do zatarcia śladów. Oczywiście badamy wszystkie możliwości, ale wstępnie założyliśmy, że udział osób trzecich jest mało prawdopodobny a do pożaru doszło przez nieszczęśliwy wypadek i zaprószenie ognia – mówi prokurator
(acz)