Na wstępie
Artur Marcisz, Dziennikarz Nowin Wodzisławskich
Odry Wodzisław od dwóch lat nie było w obiegu prawnym. Ale nie przeszkodziło to w występowaniu klubu przez dwa kolejne sezony w III lidze. Zamiast wcześniej wspólnie wyprostować sprawy prawne, teraz po długich męczarniach Odrę uśmiercono również sportowo. Skala bałaganu poraża. W samej Odrze, ale również w strukturach związkowych, które przez dwa lata przymykały/nie widziały/nie wiedziały o problemie. Kwestie prawne stały się nie do ominięcia, kiedy Odra chciała zmienić przynależność związkową.
A można było tego uniknąć. Prezes ŚZPN Rudolf Bugdoł, mówi wprost, że być może wywodzącemu się ze środowiska kibiców sternikowi Odry zabrakło doświadczenia. A co zrobił ŚZPN, by niedoświadczonemu Gostyńskiemu, zwyczajnie po ludzku pomóc? Niezbyt wiele. Pamiętano mu za to, że przeniósł Odrę do Opolskiego ZPN. Co zrobiło miasto? Niby składało deklaracje pomocy, ale ostatecznie bezpiecznie stanęło z boku, chociaż kibice dobrze pamiętają, jak 4 lata temu, tuż przed wyborami prezydent Kieca paradował po stadionie w szaliku Odry. W MKP, gdzie jak przekonują działacze tego klubu, mieli „know how” do prowadzenia drużyny, nie kryli zbytnio urazów do włodarzy Odry, bo stał za nią nie ten mocodawca co trzeba. Nie bez winy jest sam prezes Gostyński. Wszystko interpretował po swojemu, łącznie ze związkowymi przepisami, co było zwyczajnym chciejstwem. A kto się z nim nie zgadzał, ten wróg.
Całe to szambo wybuchło. Odra Wodzisław – przecież nie jakiś pierwszy lepszy klub, ale wieloletni przedstawiciel Wodzisławia w ekstraklasie piłkarskiej - znika z piłkarskiej mapy kraju. Lepiej wszystkim? Na pewno nie kibicom, piłkarzom i trenerom Odry.