Czy Tauron mógł lepiej przygotować się na pogodowy kataklizm?
REGION Gwałtowne i silne burze, które wystąpiły 8 lipca, spowodowały w wielu miejscach uszkodzenia sieci energetycznej i pozbawiły dostaw zasilania części klientów firmy Tauron Dystrybucja.
W kulminacyjnym momencie pozbawionych energii elektrycznej było około 450 tys. klientów (głównie na obszarze województw dolnośląskiego, małopolskiego i śląskiego). O skali żywiołu świadczą liczby. Tauron odnotował ponad 3000 zgłoszeń uszkodzonej infrastruktury, ponad 90 uszkodzonych linii wysokiego i średniego napięcia, ponad 700 zerwanych przewodów na sieci niskiego napięcia oraz kilkadziesiąt złamanych i uszkodzonych słupów na liniach wysokich i średnich napięć.
Do niedzieli usuwano skutki zniszczeń
Przerwy w odbiorze prądu nie ominęły również mieszkańców powiatu wodzisławskiego. Prace przy usuwaniu zniszczeń sieci trwały do niedzieli. - W pierwszej kolejności koncentrowaliśmy się na zapewnieniu bezpieczeństwa naszym klientom. Brygady energetyczne nieustannie pracowały przez ostatnie dni, by naprawić uszkodzoną sieć energetyczną i przywrócić zasilanie – podkreśla Łukasz Zimnoch, rzecznik prasowy Tauron Dystrybucja. Jak dodaje pomimo dołożenia starań i pracy brygad naprawczych przez 24 godziny na dobę nie do wszystkich klientów udało się przywrócić zasilanie w wymaganym umową czasie. - Wszystkich, których dotknęły wyłączenia przepraszamy i prosimy o wyrozumiałość ze względu na masową skalę zniszczeń sieci energetycznej przez siły natury – mówi Zimnoch.
Awarię można było usunąć szybciej?
Nie wszyscy odbiorcy prądu dają jednak wiarę tym tłumaczeniom. Uważają, że w niektórych przypadkach za przedłużający się brak prądu miała odpowiadać niefrasobliwość brygad walczących z awariami. - Przez cztery dni w moim zakładzie oraz okolicznych domach nie było dwóch faz. Jak się okazało na pobliskim transformatorze wybiło bezpieczniki. Usunięcie awarii trwało pięć minut, ale by to zrobić ekipa przyjechała dopiero w sobotę, choć dopraszałem się o interwencję od kilku dni. Straty jakie poniósł mój zakład są nie do odrobienia – nie kryje zdenerwowania właściciel tartaku w Krostoszowicach. Łukasz Zimnoch odpowiada, że być może tak to wyglądało z punktu widzenia odbiorcy, ale z punktu widzenia dostawcy prądu sprawy miały się inaczej. - Podstawową rzeczą jest, że najpierw usuwamy zagrożenie dla życia i zdrowia. Następne w hierarchii naszych działań jest przywrócenie funkcjonowania Głównych Punktów Zasilania, linii wysokiego, średniego i na końcu niskiego napięcia. Działamy metodycznie, według wypracowanych procedur usuwania awarii. Gdyby w tym przypadku chodziło jedynie o uszkodzone bezpieczniki, to by awarię usunięto wcześniej – wyjaśnia Łukasz Zimnoch. Mieszkańcy wskazują jednak na fakt, że tylko jedna ulica zasilana ze wspomnianego transformatora nie miała przez cztery dni dwóch faz. Reszta odbiorców miała prąd znacznie wcześniej. - Jeśli jakiś klient uważa, że został pokrzywdzony, to może z nami indywidualnie rozmawiać na temat reklamacji – zapewnia rzecznik Tauronu.
300 brygad naprawczych
Czy awarie można było usuwać szybciej, np. poprzez zaangażowanie większej liczby brygad naprawczych? Według Tauronu w terenie pracowało ponad 300 takich ekip. - To były nie tylko nasze stałe brygady, ale ściągnięte również z ościennych oddziałów naszej firmy, do tego podwykonawcy i ekipy odpowiedzialne za wycinkę. Zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy, ale skala zniszczeń była tak duża, że chodziło w zasadzie nie o naprawę, a o odtworzenie niektórych linii – mówi Zimnoch. Rzecznik Tauronu podkreśla, że choć firma ma swój własny monitoring pogody i system ostrzegania, to rozmiarów środowego kataklizmu nie dało się przewidzieć. Oprócz naszego powiatu największe zniszczenia Tauron zanotował w powiatach bielskim, pszczyńskim, bieruńsko-lędzińskim, mikołowskim, rybnickim, raciborskim, na terenie Tychów i Jastrzębia Zdroju. - Tak wielkiego obszaru, tak istotnych zniszczeń sobie nie przypominam, a pracuję już w tej branży kilkanaście lat – podkreśla rzecznik.
Centrala telefoniczna nie wytrzymała
Odbiorcy mieli również pretensje o niemożność dodzwonienia się do firmy. A jak już udało się dodzwonić, to trudno było uzyskać odpowiedź na pytanie kiedy wróci prąd, albo też odpowiedź nie pokrywała się z późniejszymi faktami. - W kulminacyjnych momentach w jednym momencie dzwoniło do nas 10-12 tys. osób. Nie ma takiej centralki telefonicznej, która by to wytrzymała. Nie ukrywam, że mieliśmy również kłopot z określeniem godzin powrotu prądu, ale wynikało to po prostu z ilości uszkodzeń. Kiedy wydawało się, że dana linia jest już naprawiona, okazywało się, że wciąż jeszcze gdzieś indziej jest jakiś problem, który uniemożliwia jej uruchomienie. Ludzie i tak byli na ogół bardzo cierpliwi za co nasza firma im serdecznie dziękuje – kończy Zimnoch.
Artur Marcisz