Kiedyś słowo ratownika wodnego było święte. Dziś spotyka się z agresją
Fala upałów z początku lipca sprawiła, że chętnie korzystaliśmy z różnego rodzaju kąpielisk – strzeżonych i niestrzeżonych. To spore wyzwanie dla ratowników wodnych. Sprawdziliśmy jak wygląda ich służba w naszych warunkach.
POWIAT Umawiamy się ze Zdzisławem Brochockim, prezesem wodzisławskiego oddziału Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Spotykamy się na kąpielisku Olza, jednym z trzech odkrytych letnich kąpielisk, działających w powiecie wodzisławskim. Brochocki jest doświadczonym ratownikiem, z 29-letnim stażem. Zaczynał na krytej pływalni na Wilchwach. Pracował też na wielu innych kąpieliskach i basenach w regionie. Ma za sobą pracę nad morzem. Pamięta czasy komuny. Ratownicy mieli wtedy większy posłuch wśród kąpiących się niż obecnie. Dziś ratownik ma o wiele cięższe zadanie do wykonania. - Bo ludziom wolność myli się z dowolnością, czyli robieniem wszystkiego na co ma się ochotę. Kiedyś słowo ratownika było święte. Jak coś polecił wykonać, to osoba korzystająca z wody robiła to bez szemrania. A dziś? Często jest tak, że kąpiący wykonuje polecenie, ale jak tylko ratownik się oddali, to i tak robi swoje. A nie brakuje sytuacji, że osoba korzystająca z wody nie słucha poleceń albo nawet jest agresywna, bo znajduje się pod wpływem alkoholu – mówi Brochocki.
Patrolują niebezpieczne miejsca
Wspólnie z ratownikami popłynęliśmy na patrol po akwenach Olzy. Sobotnie południe 11 lipca, słoneczna pogoda, woda przyjemnie ciepła. Na termometrze jednak tylko nieco powyżej 20 stopni Celsjusza, toteż ruch nad wodą niewielki. Wyruszamy łódką motorową, którą ratownicy przywieźli ze swojej bazy w Bukowie. Patrole na łódce odbywają się raz, dwa razy w tygodniu zazwyczaj w weekendy, na mocy porozumienia WOPR z gminą Gorzyce. Gmina przekazuje rocznie 1000zł ratownikom na paliwo do łodzi. - W zeszłym roku objechaliśmy z włodarzami gminy najbardziej niebezpieczne miejsca i ustaliliśmy, że będziemy je patrolować. Chodzi o miejsca gdzie ludzie kąpią się na dziko, ale też miejsca przy domkach letniskowych – mówi Brochocki. Czyli tam gdzie najczęściej dochodzi do tragedii. Ubiegły rok był na tym akwenie jednym z tragiczniejszych. Zginęły trzy osoby. - O tym czasie mieliśmy już dwóch topielców. W sierpniu, na domkach letniskowych kolejnego. To był starszy mężczyzna, który miał na plecach wnuka. Nie wiadomo czy zasłabł, czy ten wnuczek go prawdopodobnie przytopił.
– opowiada Brochocki.
„To kapok trzeba mieć na sobie?”
W pierwszy weekend lipca w Polsce utonęło ponad 40 osób. W Olzie na szczęście w tym roku ofiar kąpieli jeszcze nie było (i miejmy nadzieję, że tak pozostanie). Co nie znaczy, że ratownicy w Olzie nie mają roboty. Oni również na początku lipca mieli bardzo gorący okres. Mnóstwo ludzi, korzystało nie tylko ze strzeżonego kąpieliska, ale też pływało na dziko. - Mama z tatą opalają się na polance, albo przy domku letniskowym, a dzieci bawią się w wodzie bez żadnych zabezpieczeń, kapoków. To są tu normalne obrazki – przyznaje Brochocki. W takich sytuacjach wystarczy chwila nieuwagi i tragedia gotowa. Niefrasobliwie zachowują się również osoby korzystające z łódek, kajaków czy rowerków. Mimo, że wypożyczając sprzęt do pływania otrzymują kapoki, to regułą jest, że z nich nie korzystają. W trakcie patrolu ratownicy zauważają łódkę, którą płyną cztery osoby – dwóch dorosłych i dwoje dzieci. Mężczyzna swój kapok trzyma... na kolanach. Ratownicy podpływają do łódki, proszą by włożył go na siebie. Ten nieco zdziwiony i zmieszany mówi, że nie wiedział o... obowiązku noszenia kapoka. Na prośbę ratowników posłusznie go zakłada. Jedno z dzieci również nie miało kapoka, na rękach założono mu jedynie dmuchane rękawki, które jak mówią ratownicy w awaryjnej sytuacji mogę być niewystarczające. - Jaki przykład daje taki rodzic swoim dzieciom? Skoro widzą, że tata nie zakłada kapoka, to w przyszłości również mogą wyjść z założenia, że same nie muszą tego robić – rozkłada ręce Brochocki.
Alkohol + pływanie = śmierć
Niezmiennie najczęstszymi przyczynami tragedii w wodzie są alkohol i związane z nim przecenianie własnych umiejętności pływackich. Alkohol - który na otwartych kąpieliskach jest stosunkowo łatwo dostępny - w połączeniu z pływaniem daje fatalne rezultaty. Bo upośledza ocenę sytuacji, wpływa negatywnie na zmysł równowagi i koordynację ruchową. A przez to zmniejsza umiejętności pływackie. - Przy tym wszystkim po alkoholu człowiek przestaje się bać, przecenia własne możliwości i w efekcie pozwala sobie w wodzie na więcej. Ponadto po alkoholu człowiek jest osłabiony, ale tego nie czuje. Płynie więc dalej i dalej. I w pewnym momencie ciało odmawia posłuszeństwa – wyjaśnia Brochocki. W dodatku osoba pod wpływem traci orientację w wodzie, nie wie gdzie góra, gdzie dół. Wychodzi więc mieszanka, która prowadzi do tragedii. Zgubne bywa również długie przebywanie na słońcu. Ratownicy zwracają uwagę na to, że nagrzanego na słońcu ciała nie powinniśmy nagle zanurzać w wodzie. Bo pod wpływem nagłego ochłodzenia zwężają się naczynia krwionośne. Serce może tego nie wytrzymać. - W ten sposób w maju zeszłego roku zginął tu 24-latek z Rybnika. Wskoczył do wody, zacisnęło go i było po nim – opowiada Brochocki.
Z agresywnymi się nie dyskutuje
Kiedy na miejscu jest ratownik delikwenta może uda się uratować. Mateusz Kempa jest studentem. I ratownikiem z 5-letni już doświadczeniem. W zeszłym roku na Balatonie uratował przed śmiercią mężczyznę, który jak się okazało miał aż 2,5 promila alkoholu we krwi! - Po wyciągnięciu go z wody musieliśmy przystąpić do reanimacji. Później zabrała go karetka. Na szczęście udało się go uratować. Kiedy w szpitalu oprzytomniał, to był zdziwiony i pytał co tu robi, skoro on tak świetnie potrafi pływać. A facet po prostu usnął w wodzie. Alkohol go uśpił – opowiada ratownik. Generalnie na strzeżonych kąpieliskach ratownicy starają się nie dopuszczać pijanych do wody. - Obserwujemy teren kąpieliska, widzimy kto jak się zachowuje. Jeśli ktoś podejrzanie to interweniujemy – mówi Mateusz Kempa. Ale nie wszyscy chcą słuchać. Często ratownicy w takich sytuacjach spotykają się z agresją. Są jednak na takie sytuacje szkoleni i wiedzą co robić, by nawet agresywnego człowieka wyciągnąć z wody. - Jeśli ktoś w wodzie jest agresywny to z nim nie dyskutujemy, tylko w wyćwiczony sposób obezwładniamy i wyciągamy na brzeg. Jeśli dalej jest agresywny to wzywamy policję, która prowadzi dalsze czynności. Może wlepić mandat, albo skierować sprawę do sądu. Niestety takie sytuacje zdarzają się dość często i dotyczą głównie osób pod wpływem alkoholu – wyjaśnia Brochocki.
Zrobią wszystko co w ich mocy by ratować życie
Swoje żniwo w wodzie zbiera też brawura. - Ratowaliśmy już i takich, którzy próbowali kąpieli w rzece Odrze. Trzeba ich było wyciągać linami, bo prąd już ich zaczynał zbierać a oni słabli i nie mieli sił przeciwstawić się wodzie – opowiada Zdzisław Brochocki. Pierwszą zasadą przy ratowaniu innej osoby jest jednak ocena własnego bezpieczeństwa, dlatego nie zawsze ratownik zdoła przyjść z pomocą. Inaczej sam może stać się ofiarą wody. Bywają i tragiczne sytuacje kiedy ratownik wyciąga kogoś spod wody, ale nie jest w stanie przywrócić podtopionej osobie krążenia. - Podobnie jak lekarzowi tak samo ratownikowi nie zawsze udaje się uratować życie człowieka. Nie załamujemy się jednak, bo wiemy, że zawsze robimy wszystko co w naszej mocy by stało się inaczej – kończy Brochocki, który jak sam przyznaje ma w tej materii duże szczęście. Wszystkie jego akcje ratunkowe były skuteczne.
Artur Marcisz
Zostań ratownikiem
Wodzisławski WOPR liczy 124 ratowników, którzy pilnują bezpieczeństwa kąpiących się na trzech odkrytych kąpieliskach i sześciu basenach. Osoby, które chcą zostać ratownikami mogą zgłosić się do oddziału WOPR w Wodzisławiu przy ul. Pszowskiej 46. Biuro jest czynne w każdy wtorek od godz. 15.30 do 17.00. Tel 506207784. Tam kandydat dowie się o wszystkich formalnościach, które trzeba spełnić. Co oczywiste osoba musi dobrze umieć pływać i nurkować oraz mieć ukończone 16 lat.