„Słodka bestia” gwiazdą zlotu motocykli w Skrbeńsku

SKRBEŃSKO Przygraniczne Spotkanie Motocyklistów odbyło się w Skrbeńsku już po raz siódmy. Gerard Jergas, organizator imprezy przyznaje, że zlot przestał być imprezą o lokalnym tylko zasięgu. - Przyjeżdżają nie tylko amatorzy dwóch kółek z naszej okolicy, ale też ludzie z Kęt, Katowic czy innych miejscowości południa Polski. Oczywiście co roku odwiedzają nas czescy motocykliści - podkreśla Jergas. Zlot, który rozpoczął się w samo południe trwał go godzin wieczornych. Przed godz. 14.00 uczestnicy zlotu udali się na motocyklową paradę po polsko-czeskim pograniczu. Dominowały choppery, nie brakowało również ścigaczy czy modeli turystycznych i maszyn zabytkowych. Było kilka trójkołowców. Największe wrażenie zrobiła maszyna „Sweet beast”, trójkołowiec własnoręcznie wykonany przez Wiesława Żukocińskiego z Katowic. Mężyczna pracował nad nim kilka lat, a do budowy posłużyły podzespoły BMW. Motor budził zrozumiałe zainteresowanie innych motocyklistów oraz widzów. Imponował nie tylko rozmiarami, ale też starannym wykończeniem.

Oczywiście zloty takie jak ten w Skrbeńsku są okazją do wymiany doświadczeń. - Jeżdżę by pooglądać inne maszyny, pogadać z innymi motocyklistami. To wciąga, trochę jak sekta – śmieje się Krzysztof, który przyjechał do Skrbeńska z Syryni. Niektórzy śmigają na swoich maszynach ze zlotu na zlot. Jak Jadwiga i Piotr Juskowiakowie z Gołkowic, którzy na zlot w Skrbeńsku przyjechali na swojej Hondzie VTX 1300 Retro wprost ze zlotu w... węgierskim Eger. - To pasja, z której nie da się wyleczyć – mówi Piotr, który na jednośladach jeździ od 14 roku życia. A jego żona dodaje, że w takie miejsca pcha ich również chęć poznawania innych maniaków dwóch kółek. Takich jak pan Lech z Wodzisławia. - Jestem wdowcem, piwa nie piję to i kolegów nie mam zbyt wielu. Więc jeżdżę na zloty poznawać ludzi – podkreśla starszy już mężczyzna.

(art)