Syrynik pisze rymy. I to jak
Kazimierz Kasparek układa rymy na poczekaniu. Nawet spotkanie z naszym dziennikarzem potraktował jako okazję do napisania wiersza.
SYRYNIA Kazimierz Kasparek, choć jest typem domatora, to ze swojego domu w Syryni bacznie obserwuje świat. Ten bliski i daleki. Swoje obserwacje przelewa na papier. W formie wierszy, do tej pory chowanych do szuflady. - Jestem skromnym człowiekiem. Nie wiem czy pokazując te wiersze nie zrobię z siebie, albo swojej rodziny pośmiewiska. Poza tym ja nie nazywam swojej twórczości wierszami, a raczej jako „coś do rymu” – mówi o swoich wątpliwościach, kiedy odwiedzamy go w domu. Jak dodaje, jakakolwiek forma zainteresowania jego wierszami jest dla niego pesząca. Dlatego niewiele osób, nawet wśród znajomych, wie o pasji i zdolnościach tego skromnego emeryta górniczego.
Wiersz o przesiedleniach
Na spotkanie z dziennikarzem zdecydował się, bo ci, przed którymi otwarł swoją teczkę z wierszami przekonali go, że szkoda je chować do szuflady. Sam przyznaje, że jest zaskoczony tym, iż kogoś może interesować jego twórczość. A zaczęło się od wiersza poświęconego wsi Nieboczowy, o tym samym tytule, nawiązującego do konieczności przesiedlenia tej wsi. - Każdemu mojemu wierszowi towarzyszy jakaś iskra, która wyzwala we mnie konieczność pisania. W przypadku utworu o Nieboczowach były to przeżycia moich znajomych z Nieboczów, ludzi starszych już wiekiem, dla których cała ta sprawa przenosin nie jest łatwa. Dawno ich nie widziałem, a to co mi opowiedzieli o swoich przeżycia bardzo mną wstrząsnęło. Z pewnością dla ludzi młodszych przenosiny nie są aż tak wielkim przeżyciem, ale dla ludzi starszych to wielka trauma – opowiada Kazimierz Kasparek.
Być może po tym wierszu w lokalnym środowisku zrobi się o nim nieco głośniej. My dowiedzieliśmy się o nim zupełnym przypadkiem. Na rodzinnej imprezie pan Kazimierz został poproszony o zaprezentowanie utworu o Nieboczowach. Ktoś z obecnych autentycznie się nim zachwycił. Wieść o twórcy rymów poszła w świat. Trafiła do nas. Poprosiliśmy autora o spotkanie. Ten po namowach zgodził się, a w oczekiwaniu na dziennikarza postanowił napisać o tym wiersz „Bolesne oczekiwanie”.
Daleko od polityki
Wiele jego utworów powstaje w odpowiedzi na bieżące wydarzenia. Sam autor zaznacza jednak, że stara się trzymać z dala od polityki. - W polityce tyle wciąż się dzieje. Napiszesz wiersz a za kilka chwil straci on na ważności – wyjaśnia. Nie omija jednak bardzo ważnych wydarzeń. Potrafi celnie skomentować otaczającą rzeczywistość, nawet tę najbliższą. Ale ostrożnie podchodzi do kwestii upubliczniania swoich ocen. - Nie chcę nikogo urazić – wyjaśnia.
Wnuczka odkryła talent
W odkryciu pisarskiego talentu ledwie kilka lat temu pomogła mu wnuczka, która poprosiła go o pomoc w napisaniu wypracowania na temat dzieciństwa dziadków. - Podobno pani nauczycielce bardzo się podobało. Więc zacząłem pisać więcej – wyjaśnia. Odkrył, że zajęcie to ma własności terapeutyczne. - Wiele człowiek przeżył. Wiele miał stresów, a ja radzę sobie z nimi przelewając je na papier. Tylko ja wiem ile tym pisaniem udało mi się pozbyć emocji, albo też ile ono dało mi radości – mówi. Ostatnio w wierszu „Przepraszam, że wrzeszczę” zajął się upalną aurą.
Artur Marcisz
„Przepraszam, że wrzeszczę”
Panie Boże o je je!
Coś za bardzo nam grzeje.
Chyba słonko oszalało?
Ledwie zipi moje ciało.
Co się dzieje, Boże Święty,
Słońce myli kontynenty?
W Europie nam tak bryka,
Przecież tu nie jest Afryka!
Ludzie mdleją na ulicy.
Dziadek siedzi wciąż w piwnicy.
W płuca pali go powietrze,
Czterdzieści na termometrze.
Łąki prawie wypalone.
Zboża także wysuszone.
W rzekach wody nie ma prawie.
Tu się robi nieciekawie!
Stawy szybko się wysuszą,
Ryby już się biedne duszą.
Czyżby nam groziła bieda?
Bez żywności żyć się nie da!
A prognozy podawały,
Jeszcze będą wciąż upały.
Boże! Ja do Ciebie wrzeszczę,
Spraw by w końcu spadły deszcze!
„Bolesne oczekiwanie”
Dziś odwiedzą mnie „Nowiny”,
Chociaż czuję się bez winy.
Jednak strach mam aż mnie morzy.
Co powiedzą redaktorzy?
Czy mnie będą maglowali,
Z moich wierszy wyśmiewali?
Czekam w domu bardzo spięty,
Czy przeżyję, Boże Święty?!
Już mnie prawie zjadła trema
A ich ciągle jeszcze nie ma.
Czemu jadą tak pomału?
Chyba dostanę zawału.
Żona mówi, jesteś blady,
Zjedz tabliczkę czekolady.
Po co chciało ci się tworzyć?
Teraz to cię musi morzyć!
Chciało ci się grać: poety,
No to teraz cierp, niestety!
Wnuk coś chrząknął od niechcenia,
To wymaga poświęcenia.
Wnuczka cuci mnie solami,
Prosi, dziadku zostań z nami.
Syn zawołał na mnie z góry,
Musisz przetrwać, dla Kultury!
„Nieboczowy”
Ach! Te nasz Nieboczowy,
Ta najstarsza w gminie wioska.
Siedemset lat rozbudowy,
I siedemset o nią troska.
Tutaj się rodziły dzieci,
A rodzice je kochali.
Dziewczę gdzieś przez łąkę leci,
Pies zaszczekał gdzieś w oddali.
Pracowali gospodarze,
Na tej bardzo żyznej ziemi.
Mieli serca pełne marzeń,
Chcieli świat na lepsze zmienić.
Przed ołtarzem przyklękali,
By o Boże łaski prosić.
Kiedy czasem chorowali,
I gdy zaczynali kosić.
Bo tu ludzie pełni wiary,
Wiary w Boga, wiary w ludzi.
Tutaj człowiek młody, stary,
Zawsze w innych dobro budzi.
Nagle wiadomość okrutna,
Przyszło z góry zarządzenie.
Dla nas wieść bardzo smutna,
Ma nastąpić wysiedlenie!
Najpierw w to nie uwierzyli,
Później rwali włosy z głowy.
Tak bardzo się oburzyli,
Że krzyczeli, nie ma mowy!
Nastał w końcu czas namysłu,
Tłumaczenia też niemało.
Nie ma innego pomysłu,
By Polski nie zalewało.
Gdy tak wielkie robi szkody,
W cały kraju Odry woda.
Nie ma wyjścia, chcemy zgody,
No to zgoda. No to zgoda!
Zawsze będziemy pamiętać,
O tym miejscu, naszej willi.
A najbardziej chyba w święta,
Gdy siądziemy do wigilii.
Ziemi też nie zapomnimy,
Która dla nas dobrą była.
Zawsze miło ją wspominamy,
Jak matka dla nas rodziła.
Żegnaj wiosko urodzenia.
Żegnaj wiosko pierwszej randki.
Tu będą moje wspomnienia,
Gdzie grób ojca i mej matki!