Czester odnalazł się po 5 latach
Historia psa Czestera z Zawady mogłaby posłużyć za scenariusz filmu familijnego. Czworonóg zaginął pięć lat temu. Po żmudnych poszukiwaniach jego właściciele stracili nadzieję, że kiedykolwiek się odnajdzie. Nikt nawet nie przypuszczał, że pies błąka się po ulicach sąsiedniej Syryni.
Wodzisław Śl., Syrynia.
Pies Czester trafił do domu Moniki Brawańskiej - mieszkanki wodzisławskiej dzielnicy Zawada, jako śliczny i puszysty szczeniak. Było to siedem lat temu. - Rodzicom nic nie powiedziałam. Po prostu pewnego dnia wróciłam ze szkoły z pieskiem. Nie byli zachwyceni, ale szybko przekonali się do pomysłu posiadania psa - wspomina Monika Brawańska.
Pies na gigancie
Czester stał się ulubieńcem rodziny. Rósł przyjazny i towarzyski. Zaprzyjaźnił się z domową papugą, dokazywał z kotami. Reagowania na komendy właścicieli uczył się na specjalnym szkoleniu. - Aż niespodziewanie uciekł. To był pierwszy raz. Został złapany przez straż miejską. Odebraliśmy go ze schroniska. Sądziliśmy, że po takiej przygodzie ucieczka więcej się nie powtórzy - mówi Monika.
Drugie zniknięcie
Niestety, po jakimś czasie, kiedy czworonóg miał dwa lata, zniknął ponownie. - Szukaliśmy go w schroniskach i okolicznych miejscowościach. Jeździliśmy i nawoływaliśmy. Nic z tego. Psa nigdzie nie było. Straciliśmy nadzieję, że wróci. Sądziliśmy, że ktoś go przygarnął. Tym bardziej, że Czester zawsze był ufny wobec ludzi - dodaje właścicielka psa.
Sygnał z Holandii
Minęło pięć lat. - Niespodziewanie 9 kwietnia moja siostra, która na stałe mieszka w Holandii, przesłała mi na Facebooku zdjęcie opublikowane przez wodzisławskie Stowarzyszenie Na Rzecz Zwierząt „Koty, psy i my”. Na tym zdjęciu był... Czester! A pod zdjęciem informacja, że pies błąka się w Syryni. Nie mogłam w to uwierzyć, ale byłam pewna, że to mój Czester! - opowiada Monika.
Stowarzyszenie skontaktowało Monikę z Sylwią Płaczek z Syryni, która sfotografowała Czestera. - Od kilku tygodni kręcił się sam w naszej okolicy. Spał na podjeździe u sąsiada, później na naszym. Zainteresowaliśmy się nim, dokarmialiśmy go, a pewnego dnia zrobiłam mu zdjęcie i wysłałam do stowarzyszenia - opowiada Sylwia Płaczek.
Pasztetowa zawsze w cenie
Spotkanie właścicielki i psa po latach nastąpiło 10 kwietnia. - Nie byłam pewna, czy Czester mnie rozpozna - mówi o swoich obawach Monika. Ale gdy tylko pies usłyszał jej głos, natychmiast przybiegł, a czułościom nie było końca. - W drodze do domu opowiadałam mu, że byłam w pracy za granicą, mówiłam też co nowego u moich rodziców - śmieje się Monika.
Pięcioletnia rozłąka właściwie nic nie zmieniła. Pies od razu poznał wszystkie znajome kąty. - Czester nigdy nie jadł suchej i mokrej karmy. Za to przepadał za pasztetową z Biedronki. To był jego największy przysmak. I nadal tak jest. Pierwszego dnia po powrocie nie tknął karmy, tylko czekał na pasztetową. Mimo że był tak wychudzony, że wszystkie żebra można mu było policzyć - wspomina Monika.
Pies jeszcze bardziej niż dotychczas domaga się pieszczot, głaskania i drapania. Wielkie przywiązanie okazuje ojcu Moniki. - Gdy tata wychodzi, Czester czeka w przedsionku aż do jego powrotu. I wypatruje - podkreśla właścicielka czworonoga.
Opowie w Wigilię
Nie wiadomo, co działo się z Czesterem przez pięć lat jego nieobecności. - Jestem w stanie uwierzyć, że błąkał się jako bezdomny pies. Poduszki jego łapek są bardzo twarde, więc w żadnym domu raczej nie przebywał. Prawdopodobnie miał też połamane żebra. Poza tym nabył umiejętności, których wcześniej nie miał, typu łapanie myszy czy tropienie. Ale najważniejsze, że odnalazł się i jest z nami. Czekamy na Wigilię, może wtedy sam powie, co robił - puentuje Monika.
(mak)