Na wstępie
Tomasz Raudner - Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Szkoda mi Kolei Śląskich. Spółka rodziła się w bólach. W swojej ledwie czteroletniej historii zdążyła już doświadczyć ogromnych problemów finansowych, zmagała się z brakiem taboru, cięła połączenia. Ofiarą cięć w pewnym momencie padł Wodzisław kompletnie pozbawiony pociągów osobowych. Ale sytuacja się zmieniła na lepsze, składy stopniowo wracały, a wisienką na torcie miał być nowy rozkład jazdy z większą liczbą połączeń do Rybnika i Chałupek oraz historycznymi kursami do Bohumina. Przez problemy z remontem torów wysiłek spełzł na niczym. Kolejarze, z którymi rozmawiałem w niedzielny ranek na stacji w Wodzisławiu zapewniali, że każdy, kto kupił bilet dojechał tam gdzie chciał. Tylko, ilu w ogóle zrezygnowało z zakupu biletu wiedząc, że zamiast pociągiem będą musieli dojechać np. do Olzy czy Chałupek, czy stamtąd do Wodzisławia zastępczo autobusem? Oczywistą winę ponoszą PKP PLK i wykonawca inwestycji, choć koleje obciążają tylko wykonawcę. Uważam jednak, że to zleceniodawca ponosi główną odpowiedzialność, bo to on sobie dobiera wykonawców i on ma ich pilnować, rozliczać, itd. Przy czym nie o same opóźnienia mam pretensje do PKP PLK. To się zdarza. Mam pretensje o zorganizowanie konferencji w Wodzisławiu, na której odtrąbiono sukces, a my dziennikarze przyczyniliśmy się do rozpowszechnienia tego sukcesu. Sukcesu, którego nie ma. I czuję z tego powodu wielki niesmak. Przecież można było podejść do sprawy uczciwie, przyznać się, że są kłopoty i przesunąć termin. A nie robić z ludzi idiotów.