Człowiek na rowerze odwiedził nasz region. Pasjonat czy hochsztapler?
Najpierw prosi o skromną gościnę. Na miejscu oczekuje luksusów i jest bardzo wybredny. Obieżyświat Janusz Strzelecki–River, który odwiedził nasze gminy, pozostawił po sobie nienajlepsze wrażenie.
POWIAT Janusz Strzelecki–River przedstawia się jako 80–letni mieszkaniec Rzymu, który urodził się w Polsce. Odbywa ekstremalną podróż rowerem dookoła świata. Aktualnie przemierza trasę dookoła Polski, codziennie pokonuje 15 km. Kilka dni temu odwiedził Lubomię, Gorzyce i Godów.
O mężczyźnie na rowerze większość stykających się z nim osób wie tyle, ile on sam zechce o sobie ujawnić, lub ile uda się na szybko wyszperać w artykułach prasowych. A te – z nielicznymi wyjątkami, wypowiadają się o nim w samych superlatywach.
Znudzony wygodnym życiem
W 2000 r. Strzelecki–River postanowił ruszyć na rowerze w świat. Wszem i wobec twierdzi, że znudziło go wygodne życie. Wsiadł na rower i do tego czasu miał przejechać 200 tys. km w ponad 150 krajach świata. Podkreśla, że podróżuje w ekstremalnych warunkach (śpiwór bez namiotu, dzienny budżet – 3 dolary).
Mówi o sobie dużo, choć chaotycznie. Ojciec był żołnierzem kawalerii, matka Rosjanką. Oboje zginęli w czasie wojny. Nie lubi Ameryki, choć przyznaje, że posiada amerykańskie obligacje. Zapewnia, że w każdym kraju czuje się dobrze. – W Indiach jestem hinduistą, w Chinach buddystą, w krajach arabskich muzułmaninem – wyjaśnia.
Prosił o skromną gościnę
River zamierza jechać na rowerze przez świat co najmniej do Igrzysk Olimpijskich w Rzymie, które odbędą się w 2024 roku. Na razie jeździ po naszym kraju. Kilka dni temu zawitał do przygranicznych gmin naszego powiatu. Najpierw trafił do Lubomi. Wcześniej zasypał lubomski urząd e–mailami dotyczącymi swoich wymagań.
Napisał między innymi, że prosi o nocleg ("nocuję w śpiworze bez namiotu i łóżka w świetlicach wiejskich, remizach OSP, salach gimnastycznych itp. oraz agroturystykach, zajazdach, pensjonatach lub hotelach, tylko jeśli będę goszczony bezpłatnie w celach reklamowo–promocyjnych").
Poprosił również o "skromną gościnność w miarę możliwości w formie domowego obiadu złożonego z dwóch dań i surówek, do wyboru: dania mączne (pierogi, kopytka, gołąbki, ruskie pierogi, makarony i naleśniki oraz ryby i grzyby, jeśli jest możliwość)". – Z mięsnych dań nie jadam wieprzowiny, ale mogę skorzystać z gulaszu z kaszą gryczaną. Kolacji nie jadam, tylko pół kg owoców lokalnych, wiejskich, np. truskawki, czereśnie. Śniadania przygotowuję sam, proszę tylko o pomoc w otrzymaniu 2 wiejskich jajek, porcji twarogu wiejskiego oraz 0,5 l mleka prosto od krowy – brzmiał kolejny fragment listu od podróżnika. Podobne wymogi stawia innym gminom.
Komedia jak u Barei
Wraz z listem od Rivera do gmin trafił również apel Związku Województw Rzeczpospolitej Polskiej oraz Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego o przyjęcie podróżnika. Włodarze Lubomi przygotowali zatem nocleg i świeże produkty. – Spełniliśmy podstawowe wymagania, o których pisał – podkreśla wójt Lubomi, Czesław Burek. Ale gdy gość przyjechał, zaczęły się sceny niczym z filmów Barei. Podróżnik odmówił pobytu w prywatnym domu, bo stwierdził, że będą przeszkadzać mu maszyny, które sąsiadują z budynkiem. – Mimo że maszyny nie pracowały – podkreśla wójt. Zakwaterowano więc rowerzystę w kempingu sołtysa Syryni, co też nie do końca go satysfakcjonowało. – Najpierw pisze nam, że śpi w ekstremalnych warunkach, a oczekuje standardów hotelowych – kręci z niedowierzaniem głową wójt Lubomi, Czesław Burek. Posiłek przygotowano mu w jednym z gminnych lokali. – Przyszedł i powiedział, że chce menu i sam sobie coś wybierze, bo jego wszyscy goszczą w porządnych restauracjach – nie kryje zażenowania sekretarz Lubomi, Roman Bizoń. A gdy nie dostał tego, czego chciał... – Szefowej lokalu powiedział, że zrobi jej "odpowiednią" reklamę – dodaje sekretarz, zaskoczony tak roszczeniową postawą. Przygotowane na śniadanie świeże produkty, w tym mleko od krowy też mu nie pasowało, bo stwierdził że "jest z porannego udoju, a on oczekiwał z wieczornego".
Wymyślał i krytykował
Ponieważ w czasie pobytu pogoda była deszczowa, zadzwonił do gminy, żeby "to wójt do niego przyjechał, porozmawiał i zrobił sobie z nim zdjęcia, bo jest brzydko". – Nieporozumienie – kwituje wójt Lubomi. Z kolei przed spotkaniem z przedszkolakami podróżnik zatelefonował do przedszkola i zażyczył sobie, by panie kucharki przygotowały mu głęboką miskę mizerii i 5 racuchów. W przedszkolu tego dnia mieli jednak grysik. Odmowę skomentował stwierdzeniem, że "z tym się jeszcze nie spotkał". Co więcej, jeszcze w trakcie pobytu gościa do włodarzy dotarło, że podróżnik narzeka na to, jak został przyjęty. – Że jesteśmy niegościnni i że musiał spać w baraku. Postanowiłem, że odniosę się do jego zachowania, ale mi podczas spotkania powiedział "że został pięknie przyjęty, a gmina wspaniale się rozwija". Taki sprytny – podkreśla wójt.
Kazał się wozić samochodem
Później trafił do gminy Gorzyce. – Jego wizyta wyglądała zupełnie inaczej, niż nam ją wcześniej opisał. Szanuję go za jego wiek, ale wymagania miał z najwyższej półki. Np. codziennie rano należało mu do śniadania dostarczyć gazety. Twierdzi, że podróżuje rowerem, ale u nas wszędzie kazał się wozić samochodem. To jego podróżowanie wygląda trochę jak żerowanie na publicznych pieniądzach – mówi nam urzędniczka z Gorzyc, która opiekowała się podróżnikiem. Nie zostawił również dobrego wrażenia w przedszkolu, gdzie dzieciom opowiadał tak niestworzone i przerażające historie, że te po prostu się bały. Rodzice prosili, by przerwać spotkanie i wyprosić podróżnika. – Cieszyłam się kiedy jego wizyty dobiegła końca. I współczułam następnej gminie, którą odwiedzi – dodaje.
Obraził się na sołtysa
W godowskim urzędzie cierpliwie znosili wymogi rowerzysty. Najpierw nawet się cieszono, że tak sławny gość odwiedza gminę. Czar prysł dość szybko. Sami byliśmy świadkami jak szefowa gminnej promocji wysłuchiwała pretensji o to, że... sołtys jednej z wizytowanych miejscowości jest na wczasach i z podróżnikiem spotkać się nie może. – To ja do tej miejscowości nie pojadę – uznał podróżnik. Kategorycznie odmówił noclegu w budynku dawnego przejścia granicznego w Gołkowicach. Ostatecznie gmina ulokowała go w jednej z restauracji na terenie gminy. – Jak się przyjeżdża w gości to przyjmuje się warunki i propozycje gospodarza, a nie, że ma się wymagania jak w hotelu pięcigwiazdkowym – charakteryzuje krótko pobyt podróżnika w gminie Mariusz Adamczyk, wójt Godowa.
Życie jak scenariusz filmu
Okazuje się, że Janusz Strzelecki–River ma niezwykle barwną osobowość i bogatą w przeróżne doświadczenia przeszłość. Choć sporo o sobie mówi, to ciekawsze wydaje się to, czego o sobie powiedzieć nikomu nie chce. Światło na jego przeszłe życie rzuca nieco książka pt. „Lechia – Juventus, więcej niż mecz”. Opowiada ona historię dwumeczu w nieistniejącym już Pucharze Zdobywców Pucharów. Jedną z głównych postaci książki jest... Strzelecki–River. Z książki wynika, że dzisiejszy pasjonat rowerowych podróży na koszt podatnika w przeszłości był niesamowicie sprytnym i obrotnym hochsztaplerem, zapewniającym wszystkich o swoich olbrzymich możliwościach. Już w PRL–u za różne przekręty finansowe interesowała się nim prokuratura. W 1964 r. został aresztowany i skazany na 2,5 roku więzienia za nadużycia finansowe. W 1973 r. organizował niedoszłe tournée piłkarzy Górnika Zabrze po Afryce. W biurze radcy handlowego w Libii pobrał pożyczkę pieniężną, której nie spłacił. Kierowane do polskiej ambasady skargi afrykańskich wspólników Strzeleckiego o jego nadużycia finansowe stały się przyczyną odebrania mu prawa do legalnego pobytu za granicą. Przyjął status bezpaństwowca. Przyjął nazwisko Johnny River. Osiadł we Włoszech.
Magdalena Kulok, Artur Marcisz
Urząd Marszałkowski wycofał wsparcie
W obliczu sprzecznych informacji o podróżniku Urząd Gminy w Lubomi wystąpił do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego z pytaniem – czy zanim Urząd Marszałkowski zwrócił się do gminy z prośbą o otoczenie podróżnika opieką, to zweryfikował kim ten człowiek jest? Urząd Marszałkowski przyznał, że również z innych gmin z terenu województwa śląskiego dochodzą negatywne opinie o podróżniku. – Usłyszeliśmy, że jego oczekiwania wykraczały poza przytoczone aspekty, a jego zachowanie w rozmowach nie zawsze było odpowiednie, i że próbując dopiąć swego powołuje się m.in. na nasz urząd. To spowodowało, że musieliśmy zweryfikować swoje stanowisko i przestać angażować autorytet UMWŚ w celu wsparcia jego podróży. Pozostawiamy gminom kwestię udzielenia wsparcia panu Januszowi do własnego uznania – napisał doradca marszałka województwa.