Proste, a skuteczne. Czemu nie uczymy się od Włochów?
Podróże kształcą. Czerpiemy z nich wzorce do naśladowania, oczywiście te dobre. Najczęściej podziwiamy krajobrazy, przyrodę, zresztą po to tam jedziemy. Nie każdy z nas jadąc zwraca uwagę na infrastrukturę drogową. Myślimy o tym aby szczęśliwie dojechać do celu podróży. Mnie akurat oprócz krajobrazów zawsze interesuje infrastruktura drogowa a szczególnie rozwiązania niebezpiecznych miejsc na drogach. A takimi miejscami wszędzie są przejścia dla pieszych oraz skrzyżowania dróg, gdzie najczęściej dochodzi do kolizji oraz poważnych wypadków.
Światło na pasach
Nie tak dawno odbyłem podróż do północnych Włoch. Zauważyłem, że wiele przejść dla pieszych oznaczonych znakiem D–6 oświetlonych jest żółtym światłem pulsującym. Uważam, że tak oznakowane przejście dla pieszych daje kierowcy wyraźnie widoczny sygnał, że zbliża się do niebezpiecznego miejsca. Szczególnie ma to znaczenie w czasie niesprzyjających warunków atmosferycznych oraz w czasie zmierzchu i nocy. Takiego sygnału kierowca nie może przegapić. Przez to nie może nie dojrzeć znaku i samego przejścia. Pragnę dodać, że takich miejsc na włoskich drogach jest bardzo dużo, i to najczęściej na podrzędnych drogach w małych miasteczkach. W Polsce można policzyć takie miejsca na palcach jednej ręki i to w dużych miastach. W małych nie ma ich w ogóle, nie mówiąc o gminach wiejskich. Powinny znaleźć się szczególnie przed szkoła mi gdzie dzieci i młodzież opuszczając budynek szkoły musi przejść przez jezdnię. Policja powinna nie tylko domagać się tego typu rozwiązań ale wręcz wymuszać na instytucjach i urzędach, aby w budżecie zabezpieczyć na nie środki finansowe, mając na uwadze bezpieczeństwo pieszych, a przynajmniej poprawę tego bezpieczeństwa. Przecież to nie są astronomiczne kwoty. Przeznaczamy środki, i to niemałe, na bezsensowne ekrany dźwiękoszczelne w szczerym polu, ciągnące się kilometrami przy autostradach i innych drogach. Komu mają one służyć? Zasłaniają piękne polskie krajobrazy. Więc na tego typu rozwiązania mające służyć bezpieczeństwu na drogach takie środki powinny się znaleźć. Inaczej pozostaje nam tylko statystyka wypadków drogowych, ofiary oraz przydrożne krzyże. Nawiasem mówiąc, skoro pisałem o podróżach, to czytałem kiedyś w prasie, nie pamiętam jakiej,, że zagraniczny turysta, który pierwszy raz przyjechał do Polski zapytał, czy w Polsce tak wyglądają cmentarze, gdyż napotykał na trasie swojej podróży wiele umieszczonych na skarpach obok drzew krzyży lub innych małych obiektów religijnych.
Światło również na wysepkach
We Włoszech zauważyłem również migające żółte światła na znakach strzałkach rozdzielających jezdnię (wysepkach) C – 9, C – 10, C – 11. To również duże bezpieczeństwo dla pojazdów przy zwężonej jezdni i kolejne rozwiązanie, którego się panicznie boi. Najczęściej zwalamy na to, że mało miejsca, że grunt należy do kilku właścicieli lub instytucji. Stawiamy kolejne znaki ostrzegawcze, tablice po to tylko, aby kierowcy zamącić w głowie, aż do następnego tragicznego wypadku.
Ronda zamiast ekranów
W czasie podróży często napotykałem ronda i to na tak podrzędnych drogach i na tak małych przestrzeniach, że w głowie się nie mieści. Ronda należą do najbardziej bezpiecznych skrzyżowań. Uzyskujemy płynność przejazdu i spowolnienie ruchu. A przecież o to nam najbardziej chodzi. Skąd wziąć pieniądze na ich budowę, zapytają urzędnicy. To ja podpowiem po raz kolejny. Zamiast przeznaczać pieniądze na bezzasadne ciągnące się kilometrami ekrany przeznaczcie je właśnie na tego typu rozwiązania. Można by z nich zapewne wybudować kilkaset rond poprawiając tym samym bezpieczeństwo na naszych drogach. Niech administratorzy dróg o tym pomyślą na przyszłość i nie fundują nam kolejnych, niepotrzebnych nikomu, nie służących niczemu elementów infrastruktury drogowej.
Powtórka z cofania
Zmienię temat. Nie można sobie chyba wyobrazić większej tragedii niż ta, która wydarzyła się kilka tygodni temu – mężczyzna cofając autem na swojej posesji śmiertelnie potrącił swoją dwuletnią córeczkę. Dlatego wracam do opisu tego manewru. Cofanie jest jednym z najbardziej niebezpiecznych manewrów wykonywanych przez nas w różnych miejscach i okolicznościach. Generalnie rzecz biorąc nie powinno się cofać jeżeli możliwa jest jazda we właściwym kierunku, szczególnie na jezdni jednokierunkowej. Wprawdzie formalnie nie jest to zabronione, to jednak manewr ten ma swoje granice ustawowe. Jeżeli jadąc ulicą jednokierunkową kierujący przejedzie wolne miejsca do zaparkowania, to może pojazd wycofać do tego miejsca, oczywiście przy zachowaniu szczególnej ostrożności (art. 2 pkt. 22 prawa ruchu drogowego). Nieprawidłowym natomiast będzie cofanie na tej jezdni z zamiarem poszukiwania miejsca do zaparkowania, bowiem czynność ta stanowi jazdę pod prąd.
Podczas cofania kierujący jest obowiązany ustąpić pierwszeństwa innemu pojazdowi lub uczestnikowi ruchu, a także sprawdzić, czy wykonywany manewr nie spowoduje zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienia. Kierujący obowiązany jest także upewnić się, czy za pojazdem nie znajduje się przeszkoda. Pamiętajmy o tym, że za pojazdem znajduje się „martwe pole”, niewidoczne przez kierowcę, za którym może znajdować się przeszkoda (osoba dorosła, dziecko, itp. – patrz przykład przejechanego dziecka i to samochodem osobowym. Kierowca cofając widzi tylko obrys pojazdu w bocznych lusterkach, a nie widzi tego, co dzieje się w „polu martwym”. W razie trudności w osobistym upewnieniu się powinien zapewnić sobie pomocy innej osoby.
Bądźmy ostrożni w czasie wykonywania tego manewru na ruchliwych placach, przed obiektami handlowymi oraz budynkami użyteczności publicznej, placami gier i zabaw dla dzieci, gdzie tocząca się piłka może znaleźć się z tyłu naszego samochodu. Jest ryzyko potrącenia schylającego się po nią dziecka – taki wypadek miał również miejsce. Gdzie nie wolno cofać? W tunelach, na autostradzie lub drodze ekspresowej.
Władysław Szymura