Ratownicy dostaną po kieszeni. Za krytykę planów dyrekcji?
WODZISŁAW ŚL. Gęstnieje atmosfera na linii kierownictwo szpitala – część pracowników. O swoim niezadowoleniu z tego, jakie warunki pracy panują w szpitalu, zaczęli coraz głośniej mówić ratownicy medyczni. Skierowali oni do wicestarosty powiatu wodzisławskiego Grzegorza Kamińskiego pismo, w którym wypunktowali najpoważniejsze ich zdaniem problemy.
To m.in. brak dialogu z załogą (narzucanie rozwiązań, które nie służą dobru pacjenta, zakładu, ani pracowników; zastąpienie lekarza anestezjologa ratownikiem na izbie przyjęć internistycznej w Rydułtowach); rotacje personelu bez zachowania terminu, kiedy może ulec zmianie grafik, bez przeszkolenia stanowiskowego, brak zakresu obowiązków przed objęciem pracy; zastraszanie ludzi po spotkaniu z dyrekcją i przed spotkaniem w starostwie; zły stan karetek (mechanik nie oddaje karetek z powodu opóźnień w opłacaniu faktur); odmowa pomocy przy pojawiających się problemach ze strony kierownictwa; brak podwyżek od 9 lat (finansowanie ratownictwa pozwala na wygenerowanie funduszy na podwyżki); desperacja załogi, marginalizacja problemów, zastraszanie i próba skłócenia załogi, czego efektem było powiadomienie PIP i NFZ.
Poważna zmiana
Co więcej, ratownicy medyczni z Wodzisławia powiedzieli nam, że już odczuwają skutki tego, że głośno zaczęli mówić o problemach. – Dowiedzieliśmy się, że dyrekcja szpitala przyszykowała dla nas nowe umowy zmieniające warunki pracy. W tej chwili naszym miejscem wykonywania pracy jest pogotowie ratunkowe. Po zmianach będzie to szpital. Takie zmiany mają dotknąć 15 pracowników pogotowia. Do tej pory było tak, że pracownicy pogotowia jeździli karetkami systemowymi i transportowymi. A teraz dyrekcja chce zrobić osobny dział transportu i przerzucić tam 15 ratowników – mówią nam ratownicy medyczni.
Ratownicy: wypadamy z systemu
Co taka zmiana ma w praktyce oznaczać dla ratowników medycznych? – Wypadamy z systemu państwowego ratownictwa medycznego. Lata doświadczenia, studia, sympozja, kursy. Wszystko na marne. Stracimy też finansowo. Szacujemy, że od 10 do 30 proc. Ale to nie finanse są najgorsze tylko to, że tracimy pod kątem zawodowym, bo zostaniemy wyrzuceni z systemu. Będziemy mieli obowiązki sanitariuszy i osób, które zajmują się transportem. Bo się postawiliśmy, bo chcieliśmy, żeby było normalnie. Oni zaczynają wojować ze wszystkimi – mówią.
Co na to szpital?
Rzecznik prasowy szpitala Sławomir Graboń tłumaczy, że aktualizacja umów o pracę wynika z realizowania przez PPZOZ Programu Medycznego i związanego z nim przenoszenia komórek oraz z „potrzeb pracodawcy mających na celu optymalizację i pełniejsze wykorzystanie, zgodne z posiadanym wykształceniem własnych zasobów pracowniczych. W przypadku transportu medycznego w ostatnich miesiącach obserwuje się spadek liczby przewozów”. Jak dodaje, wszystko odbywa się zgodnie z prawem, na podstawie obowiązujących przepisów.
(mak)