Chcą odwiedzać wujka. Dyrektor domu opieki: pacjent się na to nie godzi
W radlińskim zakładzie pielęgnacyjno-opiekuńczym trwa konflikt między rodziną jednego z pacjentów, która chce mieć możliwość jego odwiedzin a dyrekcją zakładu.
RADLIN Do naszej redakcji zgłosiły się dwie mieszkanki Jastrzębia-Zdroju z prośbą o interwencję. - Nie możemy odwiedzać naszego wujka, który przebywa w zakładzie pielęgnacyjno-opiekuńczym w Radlinie. Nie wiemy co się z nim dzieje i jak się czuje - mówią Janina i Bernadeta, które są kuzynkami. 79-letni wujek ma na imię Jan. Pochodzi z okolic Radomyśla Wielkiego, gdzie do tej pory mieszkają jego dwie siostry w podeszłym wieku. Pan Jan na Śląsk przybył wiele lat temu za pracą. Tutaj założył rodzinę. A po śmierci swojej żony związał się z przyjaciółką Krystyną.
Dziwna lista
W radlińskim prywatnym zakładzie pielęgnacyjno-opiekuńczym pan Jan przebywa od połowy marca. Kuzynki mówią, że nie wiedzą, po co i dlaczego tam jest. Dodają, że w ostatnim czasie jego stan zdrowia się pogorszył. - Wujek choruje na cukrzycę. W ciągu ostatnich paru miesięcy kilkakrotnie był w szpitalu z tego powodu. Podczas hospitalizacji zawsze go odwiedzałyśmy - mówią zatroskane kuzynki.
W Poniedziałek Wielkanocny mieszkanki Jastrzębia postanowiły złożyć wujkowi wizytę. Chciały się dowiedzieć, jak się czuje i czy mu czegoś nie brak. - Powiedziałyśmy pracownicy zakładu, że przyszłyśmy w odwiedziny do wujka Jana. Ta zapytała nas o nasze nazwiska. Bardzo nas to zdziwiło - mówi Janina. Dodaje, że pracownica poinformowała kuzynki, że nie mogą wejść, ponieważ nie ma ich nazwisk na liście. Zaskoczone zapytały, o jaką listę chodzi. - Pracownica powiedziała nam, że jest lista trzech osób, które wujek życzy sobie widzieć podczas odwiedzin. Byłyśmy bardzo zszokowane tymi informacjami - mówi Bernadeta.
Interweniowała policja
Jak relacjonują kuzynki, w międzyczasie na korytarzu pojawił się wujek Jan, który zaprosił je do środka. Mimo sprzeciwu pracownicy zakładu kobiety weszły. - Po kilku minutach przebywania z wujkiem, wyproszono nas. Byłyśmy zdesperowane i wezwałyśmy policję, ale w niczym nam nie pomogła. Dowiedziałyśmy się tylko, że na liście widnieją dwie siostry wujka i jego przyjaciółka Krystyna - dodają. Marta Pydych, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu Śl. potwierdza interwencję policji. - 17 kwietnia otrzymaliśmy zgłoszenie z domu opieki w Radlinie. Zgłaszającą była kobieta, która przyszła odwiedzić swojego wujka a personel nie chciał jej wpuścić. Na miejscu ustalono, że osoby, które przyszły odwiedzić podopiecznego domu opieki nie zostały przez niego upoważnione do widzeń - wyjaśnia rzecznik.
Spotkanie z dyrekcją
By wyjaśnić trudną sytuację, kuzynki postanowiły spotkać się z kierownictwem zakładu 19 kwietnia. Kierownik poinformował mieszkanki Jastrzębia, że na początku pobytu w ośrodku pan Jan wyraził wolę, że tylko trzy konkretne osoby mogą go odwiedzać. Janina i Bernadeta nie wiedzą co w tej sytuacji robić. - Ostatni raz widziałyśmy wujka 17 kwietnia. Nie wiemy nic o stanie jego zdrowia. Nie wiemy nawet, czy żyje - mówią ze smutkiem kobiety. Dodają, że chcą jedynie mieć możliwość spotkań z wujkiem.
Pan Jan wyraził się jasno
Jak nam tłumaczy dyrektor ośrodka, który nie zgadza się na publikację swojego imienia i nazwiska, odwiedziny pacjentów zakładu są w wyznaczonych godzinach. Ale jeżeli rodzina w tym czasie nie może odwiedzać pacjenta, to wówczas godziny odwiedzin są dostosowywane indywidualnie. - W przypadku jednego z pacjentów naszego ośrodka, osoby, które chciały go odwiedzić, nie mogły tego uczynić. Wiąże się to z oświadczeniem woli, jakie napisał pacjent, kiedy trafił do naszego zakładu. A tym osobom chodzi wyłącznie o sprawy majątkowe i spadkowe pacjenta - wyjaśnia. Dodaje, że oświadczenie pacjenta jest wiążące. A zakład ma obowiązek uszanowania jego woli. Dyrektor wyjaśnia, że pana Jana odwiedza przyjaciółka, która ma pełne zaufanie i poparcie jego sióstr. Dodaje również, że pacjent sam zgłosił się do ośrodka.
Kuzynki z Jastrzębia kategorycznie zaprzeczają insynuacjom, że chcą wyłudzić od wujka pieniądze. - Nie zależy nam na spadku. Nie chcemy żadnych pieniędzy od wujka. Chcemy się z nim od czasu do czasu spotykać. Dowiedzieć się co u niego słychać i jak się czuje. Tylko tyle - mówią obie panie.
Przyjaciółka pana Jana
Skontaktowaliśmy się z przyjaciółką pana Jana, Krystyną. Twierdzi, że Janiny i Bernadety nie zna. - Od 10 lat opiekuję się Jankiem. W Jastrzębiu nikt się nim nie zajmował prócz mnie. Teraz, kiedy jest w zakładzie, odwiedzam go prawie codziennie - mówi kobieta. Wspomina również o toczącym się procesie ubezwłasnowolnienia pana Jana z powodu złego stanu zdrowia. Nic więcej na ten temat jednak powiedzieć nie chce.
(juk)