Duży Kaliber: Napad na kantor
Racibórz 23-letni Janusz R. i jego o rok młodszy kolega Grzegorz S. są bezrobotnymi, nie widzącymi dla siebie perspektyw raciborzanami. Młodzieńcy nie mieli pomysłu, jak uczciwie zarobić na życie. Postanowili szybko się wzbogacić planując skok na kasę z jednego z kantorów w Rynku.
Kantor obserwowali dość długo. Wiedzieli, że jego właściciel wysyła z zaplecza swoich pracowników z workiem pieniędzy. Udają się oni potem do Minimala (obecnie Leclerc) by zamienić banknoty o niskich nominałach na większe. Jak w dobrym kryminale zdecydowali, że muszą mieć środek transportu. W Rybniku skradli dwie tablice rejestracyjne, które prawdopodobnie mieli przykręcić przed akcją do fiata 125 należącego do ojca jednego z nich. Nie wiedzieć czemu, zostawili je w bagażniku, choć, jak się później okaże, montując je uniknęliby prawdopodobnie zidentyfikowania. Wozem ojca dojechali do śródmieścia parkując go w okolicy ul. Wojska Polskiego. Umówili się, że S. zaatakuje pracownika kantoru, a R. będzie stał na czatach.
Akcja odbyła się 10 maja 2002 roku. Obaj zaczaili się na zapleczu kamienicy przy Rynku. Zgodnie z przewidywaniami pojawił się pracownik kantoru z reklamówką. Kiedy doszedł do służbowego samochodu nagle otrzymał mocny cios pięścią. Osunął się na ziemię, a zaraz potem ktoś wyrwał mu z ręki reklamówkę. Jak się okazało, było w niej 74 tys. koron czeskich - po przeliczeniu 18,14 tys. zł oraz 10,74 tys. zł.
Napastnicy zaczęli uciekać w kierunku ul. Wojska Polskiego. Po drodze zauważyła ich jakaś kobieta, która zaalarmowała przejeżdżających w pobliżu strażników miejskich. Ci natychmiast rozpoczęli pościg, ale nie przyniósł on efektu. Mężczyźni zbiegli. Za chwilę podeszły do nich dwie dziewczynki z plecakiem. Były w nim skradzione pieniądze. Niedługo potem pojawił się mężczyzna. Dał strażnikom 100 zł, które znalazł na ul. Wojska Polskiego. Mówił, że banknotów było więcej. Mówił, że widział, jak zbierali i zabierali je inni przechodnie. Najważniejszym świadkiem w sprawie był jednak pewien przechodzień, który zauważył dwóch młodzieńców wsiadających do fiata 125 p. Zapamiętał numery rejestracyjne, które podał policji. Ta bez trudu dotarła do sprawców.
Niedawno w sprawie Janusza R. i Grzegorza S. zapadł wyrok. Otrzymali kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu na trzy lata, R. 1000, zaś S., który uderzył pracownika kantoru, 1500 zł grzywny. Zobowiązano ich również do naprawienia szkody. Właściciel kantoru odzyskał bowiem wszystkie korony i jedynie 6,79 tys. zł.